A przynajmniej: niekoniecznie. Wyniki historyczne nie zawsze wskazują na wyniki w przyszłości. Ale jeśli spojrzymy na wielkość tegorocznych zysków i zdecydujemy, że w jakiś sposób skazują one 2020 rok na katastrofę, to właśnie historia zasugeruje nam bardziej zniuansowane podejście.

Po dobrych czasach na giełdzie rzadko występują złe. Kiedy S&P 500 wzrósł o 20 proc. lub więcej w ciągu roku kalendarzowego, uzyskał dodatni zwrot w dwóch trzecich przypadków. Według Bespoke Investment Group średnie zyski wyniosły ponad 6,5 proc. Rekordowe notowania również przepowiadały zwykle również wzrost zysków.

– Rynek patrzy w przyszłość i przyjmuje wszystkie pozytywne dane, a teraz mamy ich więcej niż negatywnych – powiedziała Katerina Simonetti, wiceprezeska UBS Financial Services w wywiadzie dla nowojorskiej centrali Bloomberga. – Rynek ma szansę na wzrost w 2020 r.

Rzadko się zdarza, choć nie jest to niespotykane, by gospodarka zaliczała spadek tuż pod tak dużym wzroście. Od 1930 roku było 17 lat kalendarzowych, kiedy S&P 500 zyskał 25 i więcej procent. Recesja nastąpiła trzykrotnie: w 1937, 1981 i 1990 roku. Ankietowani przez Bloomberg ekonomiści szacują prawdopodobieństwo recesji w ciągu najbliższych 12 miesięcy na 30 proc.

Reklama

Choć recesje i ogromne wzrosty są prawdopodobnie zbyt rzadkie, by mówić o nich ogólnie, to zwykle jednak rynek nie jest tak prężny tuż przed pogorszeniem się koniunktury.

Wartości akcji stanowią lustrzane odbicie czwartego kwartału ubiegłego roku. Jednym z wyjaśnień tamtego krachu jest to, że inwestorzy spodziewali się roku kiepskich zysków przedsiębiorstw i odpowiednio dopasowali ceny. A co teraz, kiedy S&P 500 skoczył w górę o 9 proc. od początku października, zyskując w ciągu 11 z ostatnich 12 tygodni? Jeśli wierzyć, że ceny akcji wieszczą przyszłość, to dobrze wróży rokowi 2020.

W październikowym badaniu przeprowadzonym przez firmę badawczą CXO Advisory Group LLC przeanalizowano związek między zarobkami a ruchami rynkowymi i stwierdzono, że akcje zwykle przewidują wyniki finansowe korporacji, nie zaś odwrotnie. To, co zaobserwowano w badaniu to fakt, że zyski z akcji poprzedzają o kwartał zyski przedsiębiorstw.

To powiązanie mogło funkcjonować w ubiegłym roku, kiedy najgorszy, czwarty kwartał hossy poprzedzał liczne spadki zysków. Oczekiwania na wzrost zysku o 10 proc. zostały zniweczone, a prognozy śledzone przez Bloomberg Intelligence spadły najmocniej od 2016 r., kiedy firmy S&P 500 znajdowały się w środku recesji zysków.

Podobne prognozy pojawiły się też w 2017 roku. S&P 500 skoczył o 6 proc. w czwartym kwartale, osiągając wzrost 20 proc. w oczekiwaniu na restrukturyzację podatku od osób prawnych, którą zapowiadał prezydent Donald Trump. W kolejnych trzech miesiącach prognozowany wzrost zysków wyniósł prawie 7 punktów procentowych, a do końca 2018 roku firmy S&P 500 odnotowały w każdym z trzech kolejnych kwartałów wzrost o ponad 20 procent.

Strategowie z Ned Davis Research również przeanalizowali powiązanie zysków i strat i doszli do podobnych, jeśli nie wręcz identycznych, wniosków. Ich dane wskazują, że ceny akcji często zmieniają się odwrotnie do zysków w czasie rzeczywistym. Oznacza to, że silny wzrost zysków często spotyka się z obojętnymi wynikami giełdowymi, co jest oznaką, że inwestorzy są bardziej zainteresowani kolejnymi kwartałami. Firma odkryła, że w latach, w których zyski wzrosły o ponad 20 proc., S&P 500 wzrósł średnio o 2,4 proc. Tymczasem gdy wzrost oscylował poniżej 5 proc., wskaźnik wzrastał o 12,2 procenta.

Ten i poprzedni rok pasowały do modelu. Dwucyfrowy wzrost zysku przedsiębiorstw w 2018 roku został osiągnięty przy jednym z najgorszych wskaźników zysków z akcji w tej dekadzie, a stagnacja zysków w 2019 przyniosła jedne z najlepszych zysków z akcji.

Według Bank of America wszelkie zyski z amerykańskich akcji w przyszłym roku będą musiały być napędzane rosnącymi zyskami przedsiębiorstw. Aby osiągnąć zakładany na koniec roku cel S&P 500 wynoszący 3300, przychody będą musiały napędzać wzrost, ponieważ po latach ekstremalnego wzrostu wskaźnika P/E następują lata „spłaszczania lub spadku”, twierdzą strategowie tacy jak Savita Subramanian.

Oczekiwania mogą być już uwzględnione w cenach akcji, ale niektórzy inwestorzy obawiają się, że rynek może nie być już tak wydajny jak przed laty. David Spika, prezes GuidStone Capital Management, twierdzi, że rozpowszechnianie pasywnych, systematycznych i ilościowych strategii zmniejszyło dalekowzroczność rynku. Podobne obawy ma też Alex Pre z Natixis Investment Managers.

– Tak właśnie powinna wyglądać giełda – jak mechanizm dyskontowania – powiedział Pire w rozmowie z nowojorskim oddziałem Bloomberga. – Trwa to jednak dłużej niż kiedyś. Potencjalnie oznacza to, że możemy znaleźć się w sytuacji, w której rynek nadal rośnie, ale widzimy, że pozostała część gospodarki źle sobie radzi, a wtedy powstanie znacznie większa przepaść.

>>> Czytaj też: Czarne łabędzie. Co może zmienić obraz świata, jaki znamy