"Wizja prezydenta USA spełnia wiele żądań Izraela i wszystkie premiera (Izraela Benjamina Netanjahu). W jednym z najczarniejszych dni długiej i wartkiej kariery Benjamina Netanjahu Donald Trump wręczył mu jedno z jego największych zwycięstw" - pisze redaktor naczelny izraelskiego portalu Times of Israel David Horovitz.

Horovitz nawiązuje tutaj do tego, że we wtorek Netanjahu wycofał z Knesetu swój wniosek o immunitet przed ściganiem na podstawie stawianych mu zarzutów korupcyjnych. Kilka godzin później prokurator generalny wniósł oskarżenie do Sądu Okręgowego w Jerozolimie "przyznając Netanjahu godne pożałowania wyróżnienie pierwszego izraelskiego premiera, który został postawiony w stan oskarżenia podczas pełnienia funkcji".

"Kilka godzin później jego przyjaciel i sojusznik, prezydent Stanów Zjednoczonych, przedstawił izraelsko-palestyńską propozycję pokojową, która spełnia prawie każdy wymóg Netanjahu" - konstatuje Horovitz.

Według niego plan Trumpa opiera się na "kluczowej, godnej podziwu przesłance, że zasady bezpieczeństwa Izraela nie zostaną podważone w wysiłkach na rzecz rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami".

Reklama

Przypomina, że Palestyńczycy odrzucili w 2000 i 2008 roku znacząco lepsze oferty pokojowe izraelskich premierów, i twierdzi, że nie zamierzają teraz zmienić zdania, "ponieważ Trump przestrzega ich, że jego drastycznie mniej atrakcyjne warunki mogą być ostatnią szansą, jaką kiedykolwiek mieli”.

"Palestyńczycy nie chcą porozumienia na żadnych warunkach, które Izrael mógłby zaakceptować, dlatego ten konflikt jest tak trudny do rozwiązania" - ocenia Horovitz.

"Israel Hajom" piórem amerykańsko-izraelskiej publicystki Caroline Glick zauważa, że w swoim planie "Trump uznał prawdę (leżącą) u podstaw syjonizmu i uczynił tę prawdę fundamentem amerykańskiej polityki wobec konfliktu palestyńskiego z Izraelem", za co powinni być mu wdzięczni Żydzi na całym świecie.

Glick przywołuje słowa prezydenta USA, który oświadczył we wtorek, że "Izrael jest światłem dla narodów, że ziemia Izraela jest ziemią obiecaną i historyczną ojczyzną narodu żydowskiego". Trump powiedział również o izraelskich osadnikach, "że nikt nie zostanie usunięty z domu dla pokoju". Autorka podkreśla w planie pokojowym uzależnienie państwowość Palestyńczyków od pełnego uznania przez nich praw narodu żydowskiego do ich historycznej ojczyzny w ziemi Izraela.

Publicystka zwraca też uwagę na wypowiedź byłego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Izraelu z nominacji Baracka Obamy, Dana Shapiro, który w niedzielę udzielił wywiadu radiu armii izraelskiej. "Obywatele Izraela powinni wziąć pod uwagę, że za niecały rok może być nowa demokratyczna administracja - jeśli nie za rok, to za pięć lat. Trump nie będzie zawsze prezydentem. Ważne jest, aby wiedzieć, że każdy demokratyczny kandydat sprzeciwi się temu planowi" - powiedział Shapiro. Według Glick oznacza to, że "jeśli Izrael chce dobrych stosunków z demokratyczną administracją w przyszłości, będzie musiał zgodzić się na niezabezpieczanie swoich interesów, ani teraz, ani nigdy".

Joaw Limor na łamach "Israel Hajom" ocenia, że "jeśli Palestyńczycy dopuszczą do pojawienia się przemocy (w odpowiedzi na plan Trumpa - PAP), nie tylko popchną Izraelczyków do jednostronnych ruchów, które będą determinować rzeczywistość w terenie, ale także zwrócą przeciwko sobie nielicznych pozostałych sympatyków, których mają w stolicach świata".

"Oczekuje się, że Gaza na razie pozostanie spokojna" - pisze Limor. "Hamas nadal naciska na porozumienie z Izraelem (...) i wolałby, aby walka toczyła się na Zachodnim Brzegu. W ten sposób nie będzie można winić go za storpedowanie planu, a zamiast tego skorzysta z dalszego osłabienia pozycji (prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda) Abbasa, nie rezygnując tym samym z planu przejęcia Zachodniego Brzegu".

"Palestyńczycy zrobiliby mądrze, nie wylewając dziecka z kąpielą i nie niszcząc własnymi rękami szansy na spełnienie marzeń o państwie palestyńskim. Izrael zrobiłby mądrze, unikając kroków, które prowadzą w drugą stronę do takiego działania" - konkluduje Limor.

W kolejnym komentarzu w "Israel Hajom" prof. Abraham Ben-Zvi ocenia pokojowy plan Trumpa jako stojący "w zupełnym kontraście do podejścia jego poprzednika Obamy, który widział porozumienie izraelsko-palestyńskie jako warunek wstępny do rozwijania interesów USA w całym regionie". "Obecny Biały Dom podszedł do porozumienia, patrząc na cały Bliski Wschód, gdzie umiarkowane elementy sunnickie mają (plan) od samego początku legitymizować" i wpłynąć na Autonomię Palestyńską, aby go przyjęła.

"Haarec" podkreśla, że tzw. plan stulecia "został napisany w sposób gwarantujący, że Palestyńczycy go odrzucą". Administracja Trumpa ostatecznie "zrezygnowała z wizji pokoju na Bliskim Wschodzie" według dziennika, co "w dużej mierze zgodne jest ze stanowiskiem religijnej prawicy w Izraelu". Najważniejsze założenia planu "legitymizują istniejącą sytuację" - ocenia "Haarec".

Prezydent Trump w ogłoszonym we wtorek planie pokojowym dla Bliskiego Wschodu wzywa do utworzenia dwóch oddzielnych państw - Izraela i Palestyny. Palestyńską stolicą miałoby być miasteczko Abu Dis leżące 1,6 km od Jerozolimy Wschodniej. Terytoria palestyńskie według planu mają zostać pomniejszone o co najmniej 30 proc. (w tym anektowana przez Izrael Dolinę Jordanu). Izrael uzyskałby pełną suwerenność nad żydowskimi osiedlami na Zachodnim Brzegu Jordanu. Projekt zakłada też zamrożenie na cztery lata żydowskiego osadnictwa na palestyńskich terenach administrowanych obecnie przez Izrael, a także całkowitą demilitaryzację Palestyńczyków.

>>> Czytaj też: "Cyniczny", "sieje niezgodę". Świat komentuje bliskowschodni plan pokojowy Trumpa