I oczywiście na podstawie tego, co codziennie przeczyta, zobaczy, usłyszy w mediach. Jaka jest odpowiedź obiektywna? Wskaźniki gospodarcze pokażą, że w ostatnich latach zmieniło się na plus. Wystarczy sobie przypomnieć, że jeszcze kilka lat temu w urzędach pracy zarejestrowany był co dziesiąty aktywny zawodowo. Dziś ta oficjalna stopa bezrobocia jest o połowę mniejsza (faktyczne bezrobocie było i jest niższe niż to na podstawie danych z urzędów pracy; ono również spadło). Dodać do tego trzeba gigantyczne transfery społeczne, które zwiększają zasobność dużej części społeczeństwa. Lub wziąć kilka wskaźników typu dochód narodowy, produkcja przemysłowa, wyniki handlu czy budownictwa – wszędzie zanotowaliśmy duży postęp.

Widać również wzrost zadowolenia. Wskaźniki koniunktury nigdy nie były tak dobre. W badaniach optymizmu konsumenckiego od czterech lat więcej jest tych, którzy oczekują, że ich sytuacja będzie się poprawiać, niż tych, którzy nastawiają się, że będzie gorzej. Od trzech lat więcej jest tych, którzy nie obawiają się wzrostu bezrobocia, niż tych – a tacy dominowali przez wiele lat – którzy obawiają się, że o pracę będzie trudniej. Wreszcie w ubiegłym roku po raz pierwszy więcej było tych, którzy oceniali, że da się oszczędzać pieniądze, niż tych, którzy takiej możliwości nie widzieli.

Ale to nie jest pełny obraz. Do oceny, czy jest nam lepiej, warto dorzucić jeszcze nieco szerszą perspektywę – porównania międzynarodowe. A tu raz za razem spotykają nas w ostatnich latach przykre niespodzianki. Dawniej było tak, że chociaż Polacy nieszczególnie czuli poprawę na własnej skórze, to w rozmaitych zestawieniach międzynarodowych nasza pozycja szła w górę.

Dotyczy to przede wszystkim ekonomii i warunków do prowadzenia biznesu. Takie wskaźniki, jak indeks konkurencyjności gospodarki Światowego Forum Ekonomicznego czy Doing Business Banku Światowego nie przesądzają o poziomie życia. Ale świadczą o potencjale gospodarki. Idziemy w nich w dół. Jeszcze wyraźniej idziemy w dół w tych, które dotykają polityki, demokracji, prawa.

Reklama

Po części – dotyczy to głównie tej drugiej grupy porównań – spadamy dlatego, że Polska jest gorzej oceniana. Tu nie jesteśmy zresztą wyjątkiem. Słabsze noty w rankingach zbierają też inne duże kraje naszego regionu. Ale jest też inny czynnik: nie brak krajów, które nadrabiają straty w stosunku do nas. A czasem nas wyprzedzają.

Nasz „ranking rankingów” można uznać za zabawę. Ale fakt, że parę lat temu bylibyśmy w takim podsumowaniu przed Francją i Łotwą, a teraz jesteśmy za nimi, powinien dawać do myślenia. Jeszcze bardziej do myślenia powinno dać to, że parę lat temu wyprzedzaliśmy również Makao i Mauritius. Dziś one są wyżej.

Wysokie wskaźniki optymizmu nie powinny mydlić nam oczu. Stan portfeli daje nam powody do zadowolenia. Ale jeśli chodzi o poprawę potencjału gospodarki, po prostu tracimy czas.

>>> Czytaj też: Polska spada w międzynarodowych rankingach. Zwiększamy dystans do Czech