„Pełne skutki kryzysu będą zależały od tego, czy produkcja, która teraz wypadła, jest bezpowrotnie stracona, czy też będzie ją można później nadrobić, ale bodaj jeszcze ważniejsze jest to, na ile pandemia nadweręży europejski popyt na samochody” – pisze Gergely Brueckner.

Branża motoryzacyjna jest motorem węgierskiej gospodarki. Wielcy producenci samochodów mają istotny bezpośredni udział w węgierskim PKB, szacowany na 5-6 proc. Do tego dochodzą jeszcze dostawcy i usługodawcy tej branży, których udział wynosi kolejne 8-9 proc. Na fabryki motoryzacyjne przypada średnio 25 proc. węgierskiego eksportu.

Największe zakłady mają na Węgrzech Audi (w Gyoer na północnym zachodzie kraju), Mercedes (Kecskemet w środkowej części kraju), Suzuki (Ostrzyhom na północy), Opel (Szentgotthard na zachodzie) oraz BMW w Debreczynie (na wschodzie). Największy jest zakład Audi, który ma roczne obroty rzędu 8,5 mld euro i zatrudnia prawie 13 tys. osób. Znaczenie mają też dostawcy, tacy jak grupa Bosch, Denso, Continental czy ZF.

W ostatnich dniach produkcja w tych zakładach stanęła. Z pewnością odbije się to na węgierskim PKB, ale konkretne liczby zależą od bardzo wielu czynników, co do których trudno obecnie prognozować.

Jak podkreśla Index.hu, europejska branża motoryzacyjna już przed rozprzestrzenieniem się koronawirusa w Europie była w kryzysie. W styczniu i lutym popyt był o 7,4 proc. niższy niż w analogicznych miesiącach roku poprzedniego. Spośród największych rynków w Niemczech spadek wyniósł 10,8 proc., we Włoszech 8,8 proc., a w Hiszpanii 6 proc. Od tego czasu najbardziej dotknięte koronawirusem rynki stanęły.

Trudno powiedzieć, czy obecny zastój zostanie zrekompensowany wyższym popytem, a zatem i produkcją w przyszłości. „Niestety może temu przeszkodzić sytuacja, gdy w Europie dużo osób straci pracę albo gdy będzie wielu ludzi (w turystyce, przemyśle rozrywkowym), których ruchome dochody przez wiele miesięcy całkowicie stopnieją” – czytamy. Osoby te będą zmuszone sięgnąć do swoich rezerw finansowych, co może poważnie ograniczyć przyszły popyt.

„Jeśli chodzi o węgierskie fabryki, to wszyscy mają nadzieję, że produkcja stanęła tymczasowo, że nie trzeba będzie masowo zwalniać ludzi i w interesie przedsiębiorstw będzie utrzymanie wykwalifikowanej siły roboczej.(…) Podstawą ostrożnego optymizmu może być to, że produkcja na Węgrzech będzie się bardziej opłacać niż w zachodnich ośrodkach z powodu i tak już hipersłabego forinta” – pisze Brueckner.

Zdaniem analityka Banku K&H Davida Nemetha, którego cytuje Index.hu, w scenariuszu optymistycznym – to jest jeśli po szybkim zastoju nastąpi szybki ponowny start – węgierski PKB może zamknąć rok wynikiem 1,5 na plusie.

„Do tego potrzeba, by po dwóch miesiącach na +offie+ przemysł i większość usług ponownie zostały uruchomione, i aby - nawet jeśli nie pojawi się od razu międzynarodowa turystyka – powróciło życie kulturalne, rozrywka, taksówki i krajowe podróże” – uważa Nemeth.

Jeśli natomiast kryzys rozciągnie się w czasie i obejmie nie tylko drugi kwartał, ale także trzeci, to węgierski PKB może jego zdaniem spaść w tym roku o 1,5 proc.

Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska (PAP)