Polacy woleliby przedłużyć rok szkolny niż go skracać – wynika z sondażu United Survey przeprowadzonego na zlecenie DGP. Rząd nie planuje jednak odbierać dzieciom wakacji
Zdecydowana większość, bo aż 58 proc. rodziców, chciałaby, żeby koniec roku szkolnego odbył się zgodnie z planem, a co piąty pytany przez nas ankietowany zgodziłby się na datę lipcową. Na skrócenie roku i rozdanie świadectw już w maju przychylnym okiem patrzy zaledwie 15 proc. z nich.
W gronie wszystkich badanych, także tych bez dzieci w wieku szkolnym, odsetek osób odpowiadających twierdząco na poszczególne pytania trochę się różni, ale rozkład pozostaje niezmienny. Choć badani generalnie nie chcą żadnych zmian, to i tak wolą dłuższą edukację niż jej skrócenie. Widoczny jest też podział ze względu na płeć. Za wydłużoną edukacją częściej podnoszą rękę mężczyźni. Widać też pewne różnice, jeśli chodzi o sympatie polityczne. Wyborcy Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości są statystycznie bardziej skłonni wydłużyć rok szkolny. Wyborcy Lewicy wolą skrócić edukację.
– Nie dziwi mnie, że wydłużenie edukacji znalazło tylu zwolenników. Choć to trudne dla rodziców, dzięki takiej formie edukacji dzieci zyskałyby więcej czasu na przerobienie takiego samego materiału. A jak wynika ze zgłoszeń, które do nas trafiają, to jeden z plusów edukacji zdalnej. Dzieci robią zadania we własnym tempie i nie muszą działać pod presją 45-minutowych lekcji – mówi nam Urszula Sajewicz-Radtke z poradni psychologiczno-pedagogicznej w Gdańsku. I dodaje, że jest to istotne szczególnie dla dzieci ze specjalnymi potrzebami.
Jakie rozwiązanie byłoby lepsze? – Nie da się w jednoznaczny sposób na to odpowiedzieć. Prawda jest taka, że występuje ogromna różnica w jakości edukacji, jaką otrzymują dzieci. Dla części byłoby to korzystne, inne po prostu dłużej byłyby narażone na złe nauczanie – dodaje. Podkreśla też, że wraz z zamknięciem szkół zawieszono cały system wsparcia edukacyjno-pedagogicznego. – Im dłużej trwa taka sytuacja, tym większe będą nierówności. Radzą sobie dzieci zdolne, te z rodzin, które oferują wsparcie, oraz tam, gdzie szkołom udało się dobrze zorganizować. Tracą najsłabsi – podkreśla.
Reklama
Na razie wiadomo, że dzieci nie trafią do szkół przed końcem kwietnia. Bardzo możliwe, że tuż przed końcem roku szkolnego uczniowie choć na chwilę wrócą do budynków szkół. MEN bierze to pod uwagę, ze względu na to, że takie jest oczekiwania uczniów i nauczycieli. Jeszcze w tym tygodniu mamy się dowiedzieć, jak to będzie wyglądać w praktyce. Najwięcej emocji budzą egzaminy zewnętrzne, czyli te po ósmej klasie oraz matury, a także egzaminy zawodowe.
Szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej Marcin Smolik przyznaje, że pod uwagę są brane różne scenariusze. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” Smolik tłumaczył, że jeśli zamknięcie szkół przedłuży się tylko do maja, przesunięty zostanie egzamin ósmoklasisty, a matura odbędzie się zgodnie z planem. – Matura trwa trzy tygodnie, a egzamin ósmoklasisty trzy dni. Ponadto na maturze jest więcej przedmiotów oraz wymagające bardziej skomplikowanej logistyki sprawdzanie – tłumaczy w rozmowie z DGP.
Nie chodzi więc o to, że któryś test jest ważniejszy, tylko o zaplanowanie czasu pracy egzaminatorów, ponieważ oba egzaminy sprawdzają te same osoby. Jak przyznaje Smolik, to tylko jeden z branych pod uwagę scenariuszy. Jedno jest pewne: nie odbędą się one wcześniej niż w czerwcu. Poważnie brana jest za to pod uwagę rezygnacja z ustnej matury albo przeprowadzenie jej w maseczkach. Nowością może być wprowadzenie elektronicznego świadectwa, które mogłoby być wykorzystane przy rekrutacji do szkół średnich i wyższych. Chodzi o to, żeby nie dochodziło do bezpośredniego przekazywania papierowych dokumentów z rąk do rąk.
CKE i MEN rozważają też wariant, w którym oba egzaminy będzie trzeba przełożyć. Czy to wpłynie na reorganizację roku szkolnego, zależy od ministra. Szef resortu edukacji Dariusz Piontkowski w wywiadzie dla TVP 1 przekonywał, że za kilka, kilkanaście dni postara się przedstawić harmonogram. Pierwsi do systemu edukacji wrócą najmłodsi; część dzieci mogłaby trafić do przedszkoli. Konkrety zależą jednak przede wszystkim od dalszego rozwoju epidemii oraz wytycznych ministra zdrowia. – Nie planujemy skracania wakacji – zapowiedział wczoraj minister Piontkowski, odpowiadając dziennikarzom na pytania wysłane drogą elektroniczną.

>>> Czytaj też: Postojowe bez progu? Świadczenie ma przysługiwać nawet trzykrotnie