Pakiet mobilności to zestaw propozycji przepisów regulujących transport w UE. Prace nad nim rozpoczęły się w 2017 roku. Regulacje, które zakładają m.in. objęcie przepisami dotyczącymi delegowania pracowników kierowców w transporcie międzynarodowym, wzbudzają wiele kontrowersji. Kraje Europy Środkowo-Wschodniej uważają, że to próba wypychania ich firm transportowych z zachodnioeuropejskich rynków i forma protekcjonizmu gospodarczego. Bruksela broni regulacji i wskazuje, że chodzi o to, by kierowcy mieli równe warunki pracy w UE.

Szef organizacji Transport i Logistyka Polska Maciej Wroński przekonywał podczas wideokonferencji, że można odnieść wrażanie, iż UE tworzy 27 oddzielnych rynków transportu drogowego, zamiast budować jednolity rynek z dostępem dla wszystkich przedsiębiorstw branży. „Ograniczanie obecnych wolności na wspólnym rynku to protekcjonizm” – mówił.

Jego zdaniem wejście w życie w czasie po pandemii dodatkowych obciążeń administracyjnych zwiększy koszty transportu i spowoduje, że z rynku znikną mniejsze firmy. Tymczasem - jak mówił – właściwe działanie tego sektora będzie kluczowe dla odbudowy unijnej gospodarki po kryzysie. "Wzywamy unijnych decydentów, aby nie ignorowali tych wyjątkowych okoliczności i nie przyjmowali kontrowersyjnych regulacji” – powiedział.

Dyrektor Litewskiego Stowarzyszenia Krajowych Przewoźników Drogowych Tomas Garuolis przekonywał, że pakiet mobilności pogłębi już i tak kryzysową sytuacje w branży transportu międzynarodowego spowodowaną pandemią Covid-19. Wskazał, że w efekcie rynek będzie przejmowany przez firmy transportowe z państw spoza UE, które mają częstokroć niższe koszty prowadzenia działalności, m.in. z Rosji, i nie będą musiały spełniać regulacji zawartych pakiecie.

Reklama

„Mamy nadzieję, że Komisja Europejska zaakceptuje zmiany w pakiecie mobilności dotyczące obowiązkowych powrotów ciężarówek do kraju siedziby firmy” – zaznaczył, odnosząc się do zawartych w propozycji zapisów dotyczących obowiązkowego powrotu ciężarówki co osiem tygodni do kraju rejestracji firmy.

Andrzej Szymański z firmy transportowej Dartom mówił, że przed kryzysem jego przedsiębiorstwo nie było całkowicie przeciwne pakietowi mobilności, rozumiejąc intencje UE i zasady jednolitego rynku. Obecnie – jak mówił - sektor ma do czynienia z zupełnie inną sytuacją. „Dziś nie ma w transporcie żadnej logistyki. Planujemy trasy na podstawie tego, co jest dostępne na rynku” – powiedział.

Jak mówił, jeśli regulacje wejdą w życie w obecnym kształcie, po UE będą jeździły puste ciężarówki z jednego kraju do drugiego. „Pakiet mobilności nie jest dostosowany do obecnej rzeczywistości rynkowej. Musimy o nim zapomnieć i rozpocząć prace nad nowymi regulacjami” – tłumaczył.

Zdaniem Agne Margevicziute z firmy Hoptransa, trudno obecnie ocenić, jaki może być zakres negatywnego wpływu obecnego kryzysu na sektor. „Jeśli połączymy to z implikacjami, jakie przyniesie pakiet mobilności, (…) branża będzie miała przed sobą ogromne wyzwania. Szacujemy, że 30-40 proc. sektora transportowego na Litwie, szczególnie małe średnie i firmy, przestanie po prostu istnieć” – wskazała.

Pakiet mobilności został pod koniec poprzedniej kadencji europarlamentu przegłosowany i trafił do prac w komisji transportu. Na przełomie maja i czerwca ma odbyć się drugie czytanie. Głosowanie w komisji transportu PE odbędzie się najprawdopodobniej w czerwcu, a głosowanie na sesji plenarnej PE w lipcu.

Pod koniec marca Polska z grupą kilku krajów UE zwróciła się do chorwackiej prezydencji, szefa PE i przewodniczącej KE o zawieszenie prac nad pakietem mobilności. Ministrowie transportu Polski, Bułgarii, Cypru, Węgier, Malty, Łotwy, Litwy i Rumunii wystosowali list w tej sprawie. Teraz do tej grupy krajów dołączyła jeszcze Belgia.

W liście zwrócono uwagę, że bezprecedensowe rozprzestrzenianie się koronawirusa już wpływa i będzie miało dalej głęboki wpływ na sektor transportu drogowego. Ze względu na kryzys oczekiwane jest znaczne ograniczenie podaży usług transportowych. Ministrowie podkreślili, że zdecydowana większość przedsiębiorstw transportu drogowego w UE to małe i średnie firmy, które są szczególnie wrażliwe na zawirowania gospodarcze.

Z Brukseli Łukasz Osiński (PAP)