Z powodu mniejszych zamówień mamy obecnie rynek klienta, który jest na wagę złota - mówi Grzegorz Błachnio z Euler Hermes, towarzystwa zajmującego się ubezpieczaniem kredytów kupieckich, głównie na krajowym rynku.
W ten sposób tłumaczy brak wyraźnego trendu do skracania okresów kredytu kupieckiego, udzielanego przez firmy swoim kontrahentom, mimo coraz większego ryzyka utraty pieniędzy na skutek upadłości. W tych warunkach można by się spodziewać wprowadzania coraz krótszych terminów. Mało tego, konkurencyjne towarzystwa widzą w swoim portfelu nawet odwrotny trend.
- Generalnie można zauważyć tendencję wydłużania terminów płatności stosowanych we wszystkich branżach w porównaniu z sytuacją sprzed roku - mówi Grzegorz Kwieciński z Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, która w przeciwieństwie do Euler Hermes ubezpiecza w większości kredyty eksportowe.
Dodaje, że ich klienci zaczęli stosować terminy płatności dłuższe średnio o 10-15 dni. Przy czym w branżach charakteryzujących się najdłuższymi i najkrótszymi terminami płatności zmiany te były najmniejsze.
- Oznacza to, że w branżach o terminach płatności oscylujących wokół 30-45 dni zostały one wydłużone o 20-30 dni, a to już stanowi niemal podwojenie okresu kredytu udzielanego przez sprzedających - mówi Grzegorz Kwieciński.
Wyjaśnia, że dla sprzedających oznacza to konieczność pozyskania środków na finansowanie przez dłuższy okres niż dotychczas oraz znacząco podnosi koszt ewentualnego finansowania zewnętrznego.
- Z tego powodu firmy zaczynają żądać dodatkowych zabezpieczeń kredytu kupieckiego czy skraca terminy płatności. Wszystko zależy od pozycji dostawcy oraz sytuacji w branży - mówi Maciej Drowanowski z Coface Poland.
W ten sposób firmy chcą zmniejszyć ryzyko utraty wierzytelności.
- Rok temu zwyczajowe opóźnienia płatnicze firm nie przekraczały 30 dni, a udział należności przeterminowanych w całym obrocie handlowym zwykle nie przekraczał kilku, kilkunastu procent. Obecnie średnie okresy opóźnień płatniczych wydłużyły się - w zależności od branży - do 60-90 dni, a łączna wartość należności regulowanych po ustalonych terminach wzrosła kilkukrotnie - mówi Grzegorz Kwieciński.
Teoretycznie w tych warunkach przedsiębiorcy powinni dążyć do szybszego odzyskiwania swoich pieniędzy z rynku.
- Zmniejszyłoby to prawdopodobieństwo, iż ich należności utkną w zatorach płatniczych, bo klient będzie miał mniej czasu na obracanie nimi, szybciej musi się z nich rozliczyć - mówi Grzegorz Błachnio.
Wyjaśnia, że przy krótszym terminie płatności wcześniej można zauważyć opóźnienia, kłopoty odbiorcy i szybciej zareagować, np. wstrzymując dalsze dostawy i unikając dalszych strat. Wcześniej też można podjąć działania windykacyjne, co poprawia ich skuteczność.
- Gdy wierzycieli jest wielu, nie ma na co czekać, obowiązuje zasada: kto szybszy, ten lepszy - mówi Grzegorz Błachnio.
Jednak świadomość większego ryzyka nie zawsze przekłada się na pogorszenie warunków sprzedaży.
- Hurtownie budowlane, dystrybutorzy stali czy firmy paliwowe nie mogą skrócić terminów płatności, gdyż przenieśliby zamówienia do konkurencji - mówi Grzegorz Błachnio.
Szczególnie dobrze widać to na przykładzie firm paliwowych w segmencie dostaw paliwa dla firm transportowych, które nawet widząc dramatyczny wzrost trudnych długów, czyli takich spłacanych, których termin spłaty minął 120 dni temu (z 3,74 proc. w styczniu 2008 r. do 19,4 proc. w styczniu 2009 r.), skróciły okres kredytowania tylko symbolicznie: z 19 dni rok temu do 18 w tym roku.