Zamiast precyzyjnego programu naprawczego, ponownie słyszymy populistyczne hasła i wzajemne oskarżenia. Znów widzimy te same osoby, które grają wyznaczoną im rolę partyjnych fachowców od służby zdrowia. Czy tak trudno jest zrozumieć liderom partyjnym, że sam fakt bycia lekarzem nie wystarcza do kierowania, bardzo skomplikowanym i wymagającym wiedzy innej niż medyczna, systemem ochrony zdrowia? Jego uzdrawianie trwa już wystarczająco długo, by można było przedstawić społeczeństwu nie tylko iluzje zawarte w propagandowej agitce wyborczej, ale rozwiązania przemyślane. A tak nadal jedni chcą pełnej prywatyzacji służby zdrowia, a inni powrotu do budżetowego finansowania.
Puszczone zostały w obieg modne słowa-klucze, czyli współpłacenie, koszyk świadczeń i sieć szpitali. Rekordy powodzenia osiągnęło ostatnio sformułowanie – szpitale w formie spółek prawa handlowego. Właśnie za ich pomocą ma stać się cud, czyli niewidzialna ręka rynku sama uzdrowi chory system.
Ta swoista niekontrolowana karuzela pomysłów świadczy nie tylko o zagubieniu naszych polityków, lecz także o niedocenianiu opiniotwórczego znaczenia skutków złego zarządzania systemem ochrony zdrowia. Obiektywne europejskie badania wykazały, że dostępność do świadczeń zdrowotnych jest u nas bardzo utrudniona.
Najwyższy czas zrozumieć, że krajowym systemem ochrony zdrowia nie można skutecznie i efektywnie zarządzać bez udziału specjalistów z ekonomii, prawa czy zarządzania. Sami chirurdzy nie będą w stanie przeprowadzić operacji, która nie dotyczy tylko pojedynczego pacjenta czy szpitala, ale całego społeczeństwa.
Reklama
Brak profesjonalizmu w trakcie dyskusji o sposobie reformowania ochrony zdrowia wynika także z faktu, iż Polska jest jedynym krajem unijnym, w którym nie stworzono niezależnego zaplecza informacyjno-analitycznego dla publicznej administracji ochrony zdrowia. We wszystkich niemal krajach Unii Europejskiej niezależne naukowe instytucje prowadzą stałą analizę sposobu i efektywności wdrażanych reform ochrony zdrowia oraz prawidłowości funkcjonowania systemów już działających. U nas każda nowa ekipa polityczna ma swoich zaufanych fachowców, których śladów merytorycznego przygotowania do zarządzania systemem ochrony zdrowia próżno szukać nie tylko w periodykach naukowych, lecz także gdziekolwiek.
Nadszedł już czas na zakończenie tej amatorszczyzny. Przy podejmowaniu strategicznych decyzji dla przyszłości ochrony zdrowia niezbędny jest kompromis zawarty między głównymi aktorami sceny politycznej. Przecież skrócenie czasu oczekiwania na profesjonalnie wykonane, przez należycie wynagrodzony zespół medyczny – świadczenie zdrowotne, nie ma ani prawicowego, ani lewicowego uwarunkowania.
System ochrony zdrowia to nie tylko minister zdrowia i podporządkowany mu aparat urzędniczy, ale to zbiór współzależnych elementów (tj. świadczeniodawców, publicznego płatnika, pacjentów, producentów leków i wyrobów medycznych), które funkcjonują we wzajemnym powiązaniu, tak aby osiągnąć określony cel. A jest nim poprawa stanu zdrowia mieszkańców Polski. Aby można było go skutecznie zrealizować, muszą zdefiniować, jaki jest obecny stan zdrowia naszych obywateli oraz jakie działania mają zostać przedsięwzięte, żeby nastąpiła jego poprawa. Każde działanie podejmowane bez wskazania, czemu ma służyć i jakie cele zdrowotne dzięki niemu mają zostać zrealizowane, jest szkodliwe.
Dlatego też bez wskazania długo-, średnio- i krótkoterminowych celów, jakie mają być postawione przed reformatorami, zapomnijmy o zdjęciu wreszcie z afisza granego od lat tego samego spektaklu.