Mimo kryzysu łódzkie zakłady mają więcej zamówień. Ale jeszcze boją się zatrudniać nowych pracowników. Przecież ostatnio tylko zwalniały. - Dlatego chcą maksymalnie eksploatować tych, których już mają - opowiada pracownik zakładów Hutchinson (robi uszczelki do samochodów m.in. Volvo, Renault, Peugeot i Citroën).

Hutchinson od listopada ubiegłego roku rozstał się z 300 pracownikami, głównie tymczasowymi. Ci, którzy zostali, też nie mieli pracy - linie stały, a oni malowali ściany. Dziś zamówienia są, a pracowników "prosi się" o zostawanie w soboty lub po godzinach. - Studenci zaoczni opuszczają zajęcia, trudno o wolne nawet na komunię dziecka - dodaje pracownik Hutchinsona.

Podobnie jest w innych zakładach. GE Power Controls (producent bezpieczników i przekaźników) przeprowadził zwolnienia grupowe. Pracę straciła jedna czwarta z ponad 700-osobowej załogi. Teraz gdy są zamówienia, pracownicy zostają na tzw. dwunastki, czyli 12 godzin pracy non stop. - To nie prośba, tylko nakaz - opowiada pracownik. Przyznaje jednak, że za nadgodziny ma płacone nawet 100 proc. stawki więcej.

Więcej w "Gazecie Wyborczej"

Reklama