Rozmowa z Markiem Rozkrutem, dyrektorem Departamentu Polityki Finansowej, Analiz i Statystyki Ministerstwa Finansów

Dlaczego Ministerstwo Finansów szuka wirtualnych pieniędzy w Narodowym Banku Polskim?

To jest całkowite nieporozumienie. Nie ma żadnego skoku na kasę NBP ani szukania wirtualnych pieniędzy. Nie nawołujemy do rozwiązywania jakichkolwiek rezerw banku centralnego, ani do ich zmniejszania.

To co właściwie proponuje MF?

Reklama

MF postuluje, żeby Zarząd NBP, tak jak inne banki centralne, uwzględniał przy tworzeniu rezerwy na ryzyko kursowe tzw. przychody niezrealizowane z tytułu różnic kursowych. Przychody te powstają, gdy osłabienie polskiej waluty prowadzi do wzrostu wartości – w przeliczeniu na złote - znajdujących się w posiadaniu NBP rezerw walutowych. Odwrotność tej sytuacji to umocnienie złotego i powstanie tzw. kosztów niezrealizowanych. Stosowane zasady rachunkowości są tu asymetryczne. Niezrealizowany, a więc wirtualny, koszt pomniejsza wynik finansowy, zaś niezrealizowany przychód go nie powiększa, jest odkładany na bok. MF nie nawołuje jednak do odejścia od tej zasady, podkreśla natomiast, żeby przychody niezrealizowane uwzględniać przy tworzeniu rezerwy na wypadek umocnienia złotego.

Czy to aby nie kreatywna księgowość?

Absolutnie nie. To jest w 100 procentach zgodne z praktyką stosowaną w Europejskim Systemie Banków Centralnych. Co więcej, to zgodne z uchwałą Rady Polityki Pieniężnej z 2006 roku.

I nie ma tu żadnego nacisku rządu na NBP?

Z punktu widzenia uwarunkowań instytucjonalnych, NBP należy do najbardziej niezależnych banków centralnych na świecie. Komunikat Ministra Finansów w najmniejszym stopniu tej niezależności nie podważa. Podkreśla wyłącznie potrzebę uwzględniania przychodów niezrealizowanych przy tworzeniu rezerwy na ryzyko kursowe. A jeśli to już jest robione, tak jak nakazuje uchwała RPP, to pożądane byłoby zwiększenie przejrzystości co do reguł ustalania wysokości tej rezerwy.

O jakich kwotach mówimy?

Na koniec 2008 roku przychody z tytułu różnic kursowych wynosiły 23 mld zł. Mimo to utworzono rezerwę, która „zjadła” cały wypracowany zysk: 2,1 mld zł. Rezerwa nie mogła być większa, gdyż jej utworzenie nie może powodować ujemnego wyniku finansowego. W efekcie NBP nie wpłacił do budżetu ani złotówki. Rezerwa ma pełnić rolę poduszki bezpieczeństwa, która ma pokryć ewentualne straty z tytułu różnic kursowych. Aprecjacja złotego w pierwszej kolejności prowadzi jednak do zmniejszenia przychodów niezrealizowanych, a dopiero potem powstają koszty. Przychody niezrealizowane pełnią zatem dokładnie taką samą funkcję poduszki jak rezerwa. Dlatego inne banki centralne tworzą rezerwę wyłącznie na te potencjalne straty, które nie znajdują pokrycia w przychodach niezrealizowanych.

A skąd pewność, że zysk NBP wyniesie kilkanaście miliardów złotych w tym roku?

Pewności mieć nie można. Mamy jednak informacje z samego NBP o bardzo wysokim wyniku finansowym po pierwszych pięciu miesiącach. Pamiętajmy, że bank centralny przeprowadził w tym roku wiele operacji SWAP, sprzyjających stabilizowaniu sytuacji na rynku. W pierwszej części takiej transakcji NBP dokonuje sprzedaży waluty i wtedy bank centralny realizuje już prawdziwe, a nie wirtualne przychody. Bo kurs, po jakim to aktualnie robi jest wciąż wyższy niż średni koszt, po jakim NBP nabył w przeszłości obecnie sprzedawaną walutę. Przychody z tego tytułu uzasadniają szacunki Ministerstwa Finansów.

Ale to chyba nie oznacza, że taki będzie jego zysk w całym roku.

Oczywiście. Musimy pamiętać, że ostateczny zysk NBP będzie w decydującym stopniu zależeć od kursu złotego na koniec roku. Znaczące umocnienie polskiej waluty spowodowałoby powstanie kosztów z tytułu niezrealizowanych różnic kursowych, które – choć wirtualne – pogorszyłyby wynik finansowy NBP. Bieżący kurs złotego nie wskazuje jednak, żeby te koszty miały się już pojawić. Pamiętajmy też, że w pierwszej kolejności topnieją przychody niezrealizowane. Wynik finansowy NBP jest jednak dodatkowo pomniejszany o wysokość utworzonej rezerwy na przyszłe ryzyko kursowe. Tutaj decyzję podejmuje Zarząd NBP, choć musi się poruszać w ramach reguł ustalonych przez RPP.

Czy będą próby ustawowego przymuszenia NBP do zmian zasad księgowości?

Intencją MF było zapewnienie przejrzystości istniejących reguł i ich przestrzeganie, a nie zmienianie przepisów.

A dochody do budżetu – czy ich zwiększenie nie jest waszym celem?

Brak przejrzystości i związany z tym znaczny stopień uznaniowości przy tworzeniu rezerwy zwiększa niepewność co do ostatecznego wyniku finansowego NBP, co nie pozostaje bez znaczenia dla oceny dochodów budżetu w przyszłym roku. Mniejsze dochody z jednego źródła oznaczają konieczność ich pozyskania z innego źródła lub głębszego cięcia wydatków. Alternatywne zwiększanie deficytu sektora finansów publicznych jest dalece niepożądane, chociażby ze względu na problem rosnącego długu publicznego.

Jak duży?

Istnieje ryzyko przekroczenia przez dług publiczny poziomu 55 proc. PKB w przyszłym roku. Gdyby do tego doszło, miałoby to poważne konsekwencje dla budżetu na rok 2012.

W tym roku MF spodziewa się wzrostu PKB o 0,2 proc. Jak wygląda realizacja tych prognoz? Jak wypada II kwartał?

Według naszych szacunków, dynamika PKB w II kwartale ukształtowała się w pobliżu, lecz powyżej 0 proc. Od końca ubiegłego roku szorujemy po dnie i przynajmniej jeszcze przez kwartał będziemy po tym dnie szorować. Poziom PKB, po oczyszczeniu z czynników sezonowych, w II i III kwartale będzie zbliżony, choć nieznacznie wyższy od tego w I kw. br. Stopniowego, lecz bardzo powolnego ożywienia można oczekiwać dopiero pod koniec roku.

Niektóre dane makro są jednak bardzo dobre, np. nadwyżka na rachunku bieżącym. Czy można zaryzykować twierdzenie, że wskazuje ona na osiągnięcie przez złotego kursu równowagi?

Dla gospodarki „doganiającej”, a taką jest polska gospodarka, pewien deficyt na rachunku obrotów bieżących jest zjawiskiem naturalnym, więc nie interpretowałbym nadwyżki jako oznaki osiągnięcia kursu równowagi. Poza tym to zbyt daleko idące uproszczenie – na kurs równowagi patrzyłbym nie tylko z punktu widzenia równowagi zewnętrznej, ale też wewnętrznej. Dodatkowo, o krótko- i średniookresowym kursie równowagi decydują jeszcze inne czynniki.

Czy są jednak jakieś przesłanki, żeby wrócić do dyskusji o wprowadzeniu złotego do ERM II jeszcze w tym roku?

W kwietniu przedstawiliśmy warunki przystąpienia do ERM II. Jednym z nich jest ustabilizowanie się sytuacji na rynku walutowym. Ostatnio kurs złotego rzeczywiście stał się bardziej stabilny. Wskazuje na to wiele miar zmienności kursu walutowego, w tym stosowany przez EBC wskaźnik ERV - Exchange Rate Volatility. Jeszcze w połowie maja br. tak liczona zmienność kursu złotego względem euro wynosiła 22,5, by w czerwcu obniżyć się do nie notowanego od września 2008 r. poziomu 10,0. Złoty był w tym okresie bardziej stabilny niż forint węgierski, funt brytyjski czy korona szwedzka. Nie chcę przesądzać, czy to wystarczy. Pamiętajmy jednak, że wejście do ERM II wymaga wcześniejszego ustabilizowania się kursu złotego przez okres co najmniej kilku miesięcy. Ponadto określiliśmy także inne warunki, w tym dotyczący zgody politycznej na zmiany legislacyjne, których przeprowadzenie jest konieczne przed przyjęciem euro. Ten warunek nie został dotychczas spełniony. Niezbędne jest wreszcie przekonanie, że w nieodległej perspektywie spełnimy pozostałe kryteria, w szczególności kryterium stabilności cen i fiskalne.

Czy wprowadzenie złotego do korytarza jeszcze w tym roku byłoby dla nas opłacalne? Wolny kurs złotego pomógł nam chyba zamortyzować uderzenie kryzysu.

Jak wspomniałem, wejście do ERM II wymaga uprzedniego spełnienia określonych już przez rząd warunków. W przeciwnym wypadku, uczestnictwo w tym systemie mogłoby prowadzić do wystąpienia napięć na rynku walutowym i poniesienia związanych z tym kosztów dla realnej sfery gospodarki. Co do deprecjacji złotego, to niewątpliwie poprawiła ona konkurencyjność cenową polskich producentów. Musimy jednak pamiętać, że kurs płynny pomaga absorbować szoki tylko przejściowo. W dłuższym okresie osłabienie waluty prowadzi ostatecznie do wzrostu inflacji, a tym samym wzrostu kosztów i pogorszenia konkurencyjności polskich firm. Ponadto doświadczenie pokazuje, że płynny kurs złotego jest również propagatorem szoków nominalnych do gospodarki. Ostatnie silne wahania polskiej waluty potwierdzają, że jest ona bardzo podatna na zmienne nastroje rynków finansowych, które często mają niewiele wspólnego z fundamentami gospodarki. To z kolei rodzi ryzyko destabilizacji i utrudnia prowadzenie działalności polskim przedsiębiorcom. Są zatem plusy i minusy płynnego kursu złotego.

Rozmawiał Marek Chądzyński

Marek Rozkrut – przed przejściem do Ministerstwa Finansów pracował w NBP. Ostatnio kierował zespołem badań i analiz zagranicznych w Biurze ds. Integracji ze Strefą Euro.