Grupa małych niemieckich firm przez dwa lata pracowała nad odrodzeniem słynnego wschodnioniemieckiego auta, a efekt tych starań – trabanta NT, czyli „nowego Trabiego” – ma zaprezentować za miesiąc na międzynarodowym pokazie samochodowym we Frankfurcie. – Będzie prosty, lekki i łatwy w utrzymaniu – mówi Jurgen Schnell, rzecznik grupy New Trabi. Zamiast dwusuwowego silnika starego trabanta auto będzie wyposażone w elektryczny silnik i baterie, które zapewnią mu przejechanie 160 km. Okazało się, że prostota starego modelu to nie tylko symbol komunistycznego chaosu, ale być może celowy zamysł: był to samochód niezawodny, a gdy się popsuł, można go było samemu naprawić. Był odporny na rdzę – ale nie na unijne przepisy o ochronie środowiska.
Nowy tarbant pomyślany jest jako auto do jazdy po mieście, ale ma być na tyle obszerny, żeby drobnym handlowcom zastąpił furgonetki. Decyzje co do tego, ile będzie kosztować i gdzie będzie sprzedawany, zapadną dopiero wówczas, gdy znajdą się środki na jego masową produkcję. – To nie jest samochód retro, to innowacyjne auto – mówi Jurgen Schnell. Na pomysł wykorzystania starej marki wpadł niemiecki producent zabawek, firma Herpa, w której „trabanty” nadal się dobrze sprzedają. Wraz z firmami IndiKar i IAV sfinansowała ona (kosztem 2,2 mln euro) budowę całkowicie funkcjonalnego prototypu. Powstał on w fabryce w Zwickau, gdzie do 1991 roku produkowano trabanty. Jego projektant, Nils Poschwatta, w takim aucie uczył się prowadzić.
Reklama