Można się zastanawiać dlaczego? Przecież liczba miejsc pracy w sektorze pozarolniczym zmalała o 216 tys. wobec oczekiwań na poziomie 225 tys. Jakby na owe dane nie patrzeć, to powodem do rozczarowania być nie powinny. Wytłumaczeniem zagadki może być stopa bezrobocia. Dotąd ignorowany wskaźnik mógł zadziałać na wyobraźnię inwestorów. W zeszłym miesiącu mieliśmy do czynienia z dość dziwnym spadkiem bezrobocia. Tym razem wzrosło ono do swojego dwudziestosześcioletniego maksimum na poziomie 9,7 proc. Co ciekawe jednak owym bezrobociem przejął się jedynie parkiet warszawski, gdyż zagraniczne giełdy zdecydowanie lepiej zniosły publikację danych.

Wciąż widać, że nastroje na rynku są korekcyjne i bykom ciężko dojść do głosu. Dane zza oceanu zamieniły wcześniejsze wzrosty w spadki, kolor zielony utrzymał się jednak na małych i średnich spółkach. To dobrze rokuje na przyszłość, ale martwi słabości Warszawy w stosunku do Europy Zachodniej i regionu. Nawał pozytywnych informacji nie może notorycznie przechodzi bez echa na rynku. Dzisiaj Międzynarodowy Fundusz Walutowy dołączył do licznego grona instytucji podwyższających swoje prognozy dla globalnego wzrostu PKB. Przez weekend odbyć ma się szczyt G20, który może onieśmielić nieco obóz kupujących. W końcu pieniądza w systemie wciąż jest dużo, a banki centralne niczym mantrę powtarzają, że w najbliższym czasie nie zamierzają go inwestorom zabierać. Owe zachowanie już przez niektóre ośrodki analityczne nazwane zostało „słodkim”. W końcu zyski bardzo cieszą.

Na rynku walutowym wspomniany raport z rynku pracy też odbił się echem. Umacniający się złoty po publikacji osłabł, po czym dynamicznie się wzmocnił. Dane z rynku pracy potwierdzają więc swoją reputację jako czynnik sprawczy wysokiej zmienności, która w ostateczności sprowadza ceny w okolice sprzed publikacji danych.