Wiele wskazuje na to, że zadziałała pomoc, której rząd USA udzielił pogrążonym w kryzysie instytucjom finansowym. Notowania na giełdach wzrosły w piątek nawet po kilkanaście procent.

Jednak w rozmowie z „Dziennikiem” znany ekonomista Jeremy Rifkin mówi, że idą czarne dni. Wskazuje na ewolucję sytuacji.

W piątek oficjalnie zostały potwierdzone informacje, że bank centralny Stanów Zjednoczonych chce w porozumieniu z administracją George’a Busha stworzyć specjalną instytucję skupującą od banków i ubezpieczycieli tzw. toksyczne aktywa, czyli instrumenty finansowe, które wskutek kryzysu straciły na wartości. Taki ruch pozwoli firmom szybciej wyjść na prostą.

Czy to zapowiedź końca bessy? – Czekają nas znacznie gorsze czasy. Te dwudniowe gwałtowne wzrosty indeksów to po prostu efekt wykupywania długów na masową skalę przez rząd USA. Stała się rzecz absolutnie niesłychana: władze Stanów Zjednoczonych, ale także innych krajów wpompowały miliardy dolarów z kieszeni swoich podatników, by ratować upadające instytucje finansowe. Myślę, że nie skończą na tym, na ratowanie banków zmarnują biliony dolarów – sądzi Rifkin.

Reklama

Ruch amerykańskich władz z pewnością złagodzi nieco wymiar kryzysu. Ale i on zastrzega, że jedną decyzją nie da się odbudować kapitałów instytucji finansowych i zaufania do banków.

Na razie na giełdach nastroje się poprawiają. W Ameryce w czwartek wieczorem wystarczyły plotki o planach rządu, aby spowodować wzrost notowań. W piątek akcje kupowano już na wyścigi na wszystkich giełdach świata. W Europie nie było parkietu, który zyskiwałby mniej niż 5 proc. Na londyńskiej giełdzie główny indeks zanotował największy dzienny wzrost od 21 lat. A moskiewska giełda nieczynna w ostatnich dniach z powodu ostrych spadków w piątek przerywała sesję z powodu... nadzwyczajnych wzrostów. Ceny skoczyły nawet o 30 proc.

W Warszawie najważniejszy wskaźnik koniunktury WIG20 wystrzelił w górę o 5,66 proc. Na fali euforii umocnił się też złoty.

POL