Takie zjawisko utrzymuje się już od kilku lat. Jak ustaliliśmy, w sumie od 2005 roku polskie spółki zajmujące się detaliczną sprzedażą paliw straciły ponad 9 proc. udziałów w rynku. Oznacza to, że ubyło im aż 540 stacji. Część z nich została zamknięta, a część zasiliła szeregi konkurencji, m.in. sieci koncernów zachodnich.

Polskie firmy w odwrocie

Sieci paliwowe zagranicznych firm od kilku lat są motorem napędowym naszego rynku. Jeszcze pięć lat temu liczyły one w sumie 939 stacji benzynowych. Dziś jest ich już 1312. Tylko w ciągu minionego roku światowym koncernom przybyło 89 stacji. Oznacza to wzrost o ponad 7 proc. – wynika z najnowszego raportu opracowanego przez Polską Organizację Przemysłu i Handlu Naftowego.
W tym okresie najwięksi gracze krajowi – Orlen i Lotos – stracili w sumie 84 stacje. Niemal dwa razy tyle wypadło z rynku operatorów niezależnych. Prywatni właściciele pojedynczych stacji i niewielkich sieci stracili w tym czasie prawie 5 proc. rynku. Zdaniem Krzysztofa Romaniuka, dyrektora ds. analiz rynku w POPiHN, główną przyczyną ubywania stacji z sieci rodzimych koncernów (Orlen w minionym roku stracił ich 56, Lotos – 28) były celowe działania tych firm, zmierzające do tzw. optymalizacji.
Reklama

Koncerny redukują

– Spadek liczby stacji w naszej sieci był zaplanowany i zapowiadany. Pozbywamy się obiektów nierentownych, w mało atrakcyjnych lokalizacjach – wyjaśnia Beata Karpińska z PKN Orlen. W przypadku operatorów niezależnych powody ubywania stacji są odmienne. Tracą one rynek, bo nie wytrzymują konkurencji cenowej z gigantami. Analitycy twierdzą też, że wielu klientów straciło zaufanie do stacji działających pod nieznanym logo (tzw. stacje no name). Powód? Wystarczy spojrzeć na ostatnie wyniki kontroli jakości paliw. Z danych inspekcji handlowej wynika, że w zdecydowanej większości benzyny i olej napędowy niespełniające norm sprzedają placówki no name.
W efekcie sprzedaż na nich spada, a koszty rosną. Jak tłumaczy Krzysztof Romaniuk, wiele stacji wymaga inwestycji związanych z technicznym przystosowaniem do wymogów ochrony środowiska. Wszystkie stacje w Polsce mają na to czas do końca 2012 r. Za trzy lata placówki, które nie będą do tego przygotowane, stracą koncesje. Tymczasem koszty modernizacji mogą być gigantyczne. W wielu przypadkach wydać na nie trzeba nawet kilkaset tysięcy złotych. Problem polega na tym, że operatorzy nie mają pieniędzy, a banki nie chcą dawać im pożyczek. Eksperci szacują, że do 2013 roku zniknie nawet około 1 tys. prywatnych stacji. To blisko 1/3 placówek należących do niezależnych operatorów.

Franczyza dużo tańsza

Na razie jednak polskie firmy paliwowe to wciąż lwia część rodzimego rynku (około 48 proc.). Dla porównania, koncerny zagraniczne to niespełna 1/5. Ich udziały jednak konsekwentnie rosną. Budują one nie tylko stacje własne, ale rozbudowują tzw. sieć partnerską. Do współpracy na zasadzie franczyzy zapraszają najlepsze, najbardziej efektywne obiekty należące do operatorów prywatnych.
– To obecnie najkorzystniejsze rozwiązanie. Zasób dobrych lokalizacji pod stacje własne jest już mocno ograniczony, koncerny muszą więc iść na współpracę z istniejącymi stacjami niezależnymi – mówi Andrzej Krawczyk, partner zarządzający Akademii Rozwoju Systemów Sieciowych – ARSS. Według niego franczyza jest też znacznie tańszym rozwiązaniem dla koncernów. – Wybudowanie od podstaw stacji premium to koszt 3–4 mln zł. Uruchomienie stacji we franczyzie to wydatek rzędu 300 tys. zł – mówi.
Z takiej polityki słynie m.in. BP. Koncern uruchomił najwięcej stacji franczyzowych w Polsce – aż 21. W tym czasie przybyły firmie zaledwie trzy stacje własne. Z danych ARSS wynika jednak, że pod względem rozwoju franczyzy w ubiegłym roku tylko w niewielkim stopniu BP ustępują polskie koncerny. – Liczba stacji franczyzowych Lotosu przekroczyła w minionym roku już liczbę naszych stacji patronackich – mówi Krzysztof Kopeć z biura prasowego gdańskiej spółki.
ikona lupy />
Stacje paliw – polskie marki tracą rynek / DGP