Co do Rosjan, wiadomo – w zimie zawsze stwarzają problemy. Swoje trzy grosze dorzucają ostatnio Niemcy, bo Gazociąg Północny prowadzony przez ich wody terytorialne może nam zablokować drogę do gazoportu w Świnoujściu. Z Brukselą kłopot jest inny. Owszem, stawia nam wymagania, ale w imię wolnego rynku. O ile interes Niemców i Rosjan jest czysto narodowy, o tyle w przypadku Brukseli chodzi o pryncypia rynkowe. Co szkodzi nam je spełnić? To prawda, że mogą wejść do nas gracze, których niekoniecznie potrzebujemy, na przykład potężne spółki niemieckie czy francuskie. Z racji na ich zaangażowanie w Nord Stream możemy nie czuć do nich wielkiej sympatii. Ale to nic, bo prawo daje państwu wystarczająco silne narzędzia, by w strategicznych kwestiach dopiąć swego.
Wystarczy wziąć przykład z rynku paliw. Zagraniczne koncerny naftowe nie zdołały go opanować, a nasi krajowi potentaci bronią się przed nimi całkiem skutecznie. Ceny, owszem, rosną, ale dlatego, że skaczą notowania ropy. Co ciekawe, mimo wolnego rynku państwo nie zostało zepchnięte do defensywy. Wiadomo, że to ono rozdaje karty w Orlenie i Lotosie.
Na rynku gazu byłoby podobnie. W jego liberalnej wersji plusem byłoby to, co zawsze wyróżnia wolną konkurencję od monopolu: duża liczba ofert, w których można wybierać, jak się chce.