Najpierw zachodni bankierzy nadmuchali rynek kredytów mieszkaniowych. Przekonali regulatorów rynku, że trzeba utrzymywać niskie stopy procentowe, bo światu grozi deflacja. W raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego z 2003 r. czytamy zalecenia dla Rezerwy Federalnej, by utrzymała niskie stopy procentowe i rozważyła niekonwencjonalne metody wspierania koniunktury – jak drukowanie pieniędzy. To było w 2003 r., gdy bańka na rynku nieruchomości narastała.
Ta bańka pękła i zaczęły padać banki. Im większy bank, tym ładniej padał. Rządy nie miały wyjścia: by uratować oszczędności obywateli musiały pomóc bankom i innym instytucjom finansowym. Ale nie ma nic za darmo. Olbrzymie wydatki rządowe na ratowanie sektora finansowego i na podtrzymanie koniunktury skutkują bezprecedensowym wzrostem zadłużenia. Ostatni raz dług publiczny rósł tak szybko w czasie II wojny światowej, gdy rządy musiały sfinansować działania wojenne. Ale Funduszu to nie rusza. W niedawno opublikowanym raporcie MFW napisano, że zaplanowane pakiety stymulacyjne trzeba zrealizować w 2010 r.
Plan był taki. Rządy i banki centralne drukują popyt tak długo, aż nastroje w sektorze prywatnym poprawią się na tyle, by popyt prywatny zastąpił popyt publiczny jako silnik wzrostu. I ten plan jest realizowany. W takim razie dlaczego giełdy spadają, a w zeszłym tygodniu mieliśmy nawet panikę na giełdach całego świata? Dlatego że ten plan jest ryzykowny. Deficyty budżetowe oblepiają śniegiem kulę długu publicznego. Na razie jakoś pchamy ją w Europie, ale tempo narastania długu publicznego jest tak szybkie, że za kilka lat nikt już nie da rady jej popchnąć, nawet sam Dominator. Inwestorzy na rynkach finansowych zaczęli się obawiać, że Grecja, Hiszpania czy Portugalia nie będą w stanie spłacić długów. USA zostały ostrzeżone przez agencje ratingowe, że mogą stracić najwyższy rating inwestycyjny dla swoich obligacji. Czarnowidze, tacy jak prof. Roubini, widzą możliwość rozpadu strefy euro. Te obawy powodują wzrost kosztów pożyczania pieniędzy przez te kraje i firmy ulokowane w tych krajach. To oznacza, że koszt pieniądza rośnie mimo utrzymywania oficjalnych stóp procentowych na niskim poziomie przez EBC, co z kolei pogarsza opłacalność inwestycji i ogranicza tempo ożywienia gospodarczego. Zaś spadki na giełdach zniechęcają do inwestycji i konsumpcji, za wyjątkiem sprzedaży leków antydepresyjnych i szminek.
Teraz inwestorzy zastanawiają się, co będzie, jak EBC przestanie przyjmować obligacje niektórych krajów strefy euro jako zabezpieczenie udzielanych pożyczek, co z wysokim prawdopodobieństwem dotyczy Grecji, a może i innych krajów. Komisja Europejska ustami komisarza Almunii pochwaliła Grecję za ambitny plan naprawy finansów publicznych i wyraziła przekonanie, że się uda. Nie wiem, ile czasu komisarz Almunia spędził w Grecji, ale pracowałem tam jako informatyk i nie widzę szans na powodzenie reform. Związki zawodowe nie pozwolą, będą strajki, może nowe wybory. Bo upadnie rząd, który proponuje cięcia wydatków. Strajki szykują się też w Hiszpanii. Okazało się, że polityka ratowania sektora finansowego kosztem dramatycznego przyrostu zadłużenia miała krótkie nóżki.
Reklama
Na swoim blogu pisałem, że Grecja poza wielkim deficytem budżetowym, ma również największy w UE deficyt fiskalny związany ze starzeniem się społeczeństwa, co wskazuje, że ma małe szanse na wydobycie się z kłopotów w najbliższych latach i prawdopodobnie nie poradzi sobie bez pomocy finansowej krajów unijnych albo MFW.
Wydarzenia minionego tygodnia mają znaczenie dla Polski. Wiele wskazuje na to, że światowy wzrost gospodarczy będzie w 2010 r., niższy niż się przewiduje, a możliwości prywatyzacji przez giełdę ograniczone. Inwestorzy będą obserwowali postępy krajów w redukowaniu deficytów budżetowych, a inwestorzy dobrze wiedzą, że lata wyborcze nie sprzyjają reformom. Jednak Polska ma atut, który czyni z nas kraj wyjątkowy. Dzięki reformie emerytalnej w długim okresie nasze wydatki publiczne na emerytury obniżają się w relacji do PKB, podczas gdy w innych krajach są stabilne lub rosną, rozsadzając finanse publiczne. Oczywiście jeżeli chore pomysły ministrów Fedak i Rostowskiego niszczące system emerytalny wejdą w życie, atut zniknie. Trzeba upublicznić ten atut, bo to pomoże budować wiarygodność w oczach inwestorów.
Alan Greenspan pisał w swojej książce, że nadchodzi era turbulencji. Niestety miał rację.
Autor jest profesorem SGH w Warszawie