Władze Bełchatowa budowę elektrowni atomowej uwzględniły w strategii rozwoju regionu już kilka lat temu. Uważają, że mają najmocniejsze atuty.
Marek Chrzanowski, prezydent Bełchatowa, jest przekonany, że decyzja o budowie elektrowni atomowej spotkałaby się z przyjaznym przyjęciem mieszkańców regionu. Póki co, nie myśli o przeprowadzeniu referendum, ale nie wyobraża sobie, aby w późniejszym czasie nie odbyły się konsultacje społeczne.

Bitwa na argumenty

Z kolei Henryk Piłat, burmistrz Gryfina, wymienia argumenty, które powinny przekonać decydentów, by właśnie tam wyrosła elektrownia atomowa. Są to: duże zasoby wodne (od lat funkcjonuje specjalny kanał doprowadzający na te tereny wodę z Odry), pozytywne badania gruntu, bliskość elektrowni konwencjonalnej, poparcie naukowców z Politechniki Szczecińskiej. – Spełniamy wszystkie parametry ekonomiczne i techniczne. Już przed laty nasze tereny brano bardzo poważnie pod uwagę – tłumaczy Henryk Piłat.
Reklama
Jedyne, czego się obawia, to fakt, że niektórzy, jak podkreśla, uważają, że Polska kończy się na Wielkopolsce. – Przy takiej postawie decydujący może okazać się głos polityków i tu możemy przegrać – niepokoi się Henryk Piłat. Jego zdaniem elektrownia jądrowa w połowie zrekompensowałaby straty związane z upadkiem stoczni. I dlatego nie tylko on, ale i władze różnych szczebli województwa starają się przekonać do tej inwestycji właśnie na Pomorzu Zachodnim.
Zdaniem Marka Chrzanowskiego atutami Bełchatowa jest świetne zaplecze techniczne, gotowa infrastruktura i dobra lokalizacja. No i oczywiście aprobata społeczna. – Budowę reaktorów jądrowych uwzględniliśmy w strategii rozwoju miasta już kilka lat temu. Jestem w ciągłym kontakcie z prezesem kopalni Jackiem Kaczorowskim. Czynimy uzgodnienia i odbywamy rozmowy tak, by Bełchatów był obecny wszędzie, gdzie odbywa się dyskusja o przyszłości elektrowni atomowej – mówi Marek Chrzanowski.

Uprzedzenia wygrywają

Rozwój lokalnej gospodarki, pokaźny zastrzyk gotówki dla miejscowości z tytułu podatku od nieruchomości nie są jednak w stanie przekonać ludności gminy Chełmno na Kujawach i Gościeradowa w woj. lubelskim. Zdaniem mieszkańców tych regionów straty mogą przewyższyć potencjalne korzyści.
Krzysztof Wypij, wójt gminy Chełmno, przyznaje, że gdy tylko pojawiła się informacja w mediach, że ewentualnie tutaj może powstać elektrownia jądrowa, momentalnie pojawiły się głosy oburzenia i poruszenia. – Mieszkańcy są uprzedzeni i otwarcie mówią, że nie chcą takiej inwestycji – mówi Krzysztof Wypij.
Przed laty Chełmno też było jednym z miejsc, gdzie miały stanąć reaktory, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Na tereny gminy przenieśli się mieszkańcy miasta. Także w Gościeradowie nie chcą mieć nic wspólnego z energetyką jądrową. Jak wspomina wójt Jan Filipczak, także kiedyś jego miejscowość znalazła się w podobnej sytuacji jak Chełmno. – Opór wtedy był niesamowity. Ludzie obawiają się powtórki z Czarnobyla – mówi Jan Filipczak. Podobnie niechęć wyjaśnia Jagodziński. On sam choć jest przeświadczony, że technologia nie powinna stwarzać zagrożenia, zauważa jej nieprzewidywalność techniki, a skutki wtedy mogłyby być opłakane.
Tomasz Jagodziński, wiceburmistrz Chełmna, który jest pewien, że dzięki konstrukcji jądrowej pojawiłyby się dodatkowe miejsca pracy, podaje też bardziej prozaiczną przyczynę niechęci mieszkańców. Właściciele domów zdają sobie sprawę, że wtedy wartość ich nieruchomości znacznie się obniży.

Z rezerwą, bez deklaracji

Odmienne podejście do elektrowni jądrowej wykazuje burmistrz Kozienic Tomasz Śmietanka. W sprawie lokalizacji reaktorów na podległym mu obszarze oficjalnego stanowiska nie zajmuje ani on, ani rada miasta i gminy. Wkrótce ma być budowany kolejny blok energetyczny na węgiel o mocy 1000 MW, a i innych inwestycji jest sporo. Tomasz Śmietanka uchyla się od jednoznacznej deklaracji w sprawie budowy elektrowni jądrowej w Kozienicach. Dyplomatycznie odpowiada, że każda inwestycja ożywia gospodarkę. Jednak zdaje sobie sprawę, że gdyby zapytać mieszkańców, jak podoba im się idea takiej elektrowni w ich sąsiedztwie, to zdania na pewno byłyby podzielone.