Partie mają pieniądze na kampanię wyborczą - jeden komitet wyborczy może na nią przeznaczyć maksymalnie 15,5 mln zł. Podstawowym problemem jest jednak brak czasu. Kampania ruszy już w czerwcu, ale większość najlepszych miejsc reklamowych, zarówno na wizji, jak i na na billboardach, już dawno zostało rozprzedanych - informuje "Puls Biznesu".

Daniel Lenarczyk, dyrektor zarządzający domu mediowego ZenithOptimedia wyjaśnia "Pulsowi Biznesu", że zorganizowanie w krótkim czasie kampanii w radiu lub internecie nie stanowi problemu - może ona ruszyć nawet z dnia na dzień. Jednak najbardziej atrakcyjne outdoory zostały zajęte już w lutym.

Brak wolnych miejsc reklamowych dla polityków to dla agencji reklamowych poważna strata. Podczas wyborów prezydenckich i samorządowych w 2005 r. politycy wydali na promocję na billboardach 24 mln zł. Do tego więcej niż drugie tyle zostawili w stacjach telewizyjnych. W sumie było to około 50 mln zł. W tym roku podczas wyborów prezydenckich, takie milionowe budżety przejdą mediom koło nosa. Dopiero jesienne wybory samorządowe niosą nadzieję, na odrobienie strat przez outdoor i telewizję.

Specjaliści od marketingu uważają, że nie należy się obawiać przeniesienia większej części budżetów reklamowych polityków do sieci, tak jak to było podczas wyborów w USA. Partie nie mają ochoty rezygnować ze sprawdzonych nośników reklamy - czytamy w "Pulsie Biznesu".

Więcej: "Puls Biznesu"