Obserwator Finansowy: Wielu ekonomistów sugeruje, że Grecja szybciej by rozwiązała swoje problemy, gdyby choć na chwilę wystąpiła ze strefy euro. Czy Pana zdaniam jest to możliwe i jakie by były tego konsekwencje?

Dimitrios Tsomocos: To w ogóle nie wchodzi w grę. Większość greckich długów jest denominowana w euro. Wyjście ze strefy euro prowadziłoby do jednostronnego ogłoszenia bankructwa. Oprócz politycznych reperkusji, taki ruch naraziłby gospodarkę na jeszcze większe napięcia. Dlatego, według mnie, najlepszy jest mechanizm zastosowany w Kalifornii, notabene przydatny również w Hiszpanii i w Portugalii. Mam na myśli tzw. IOU (I Owe You – red.) currency mechanism, wprowadzający w obieg coś w rodzaju bonów walutowych, którymi, po ustaleniu kursu, Grecja mogłaby regulować swoje długi (dla ratowania budżetu Kalifornia wyemitowała skrypty dłużne, którymi spłaca długi – red.) Grecja nie musiałaby w ten sposób występować ze strefy euro. W każdym razie, bez względu na to, czy Grecja zdecyduje się na restrukturyzację zadłużenia, czy na wariant kalifornijski, jestem optymistą.

Optymistą? Przecież Grecja to kosztowne państwo socjalne z rozbuchanym i niewydajnym sektorem publicznym.

Nie użyłbym określenia „państwo socjalne”. Grecki system ubezpieczeń społecznych niespecjalnie różni się od tego, jaki mają Francuzi, Niemcy czy Włosi. Nie sądzę więc, żeby taki model pociągał za sobą jakąś strukturalną niezdolność do przeprowadzenia reform gospodarczych.

Reklama

Skąd rząd weźmie pieniądze na zasypanie dziury budżetowej, jeśli już dziś zastrzega, że być może nie uda się ściągnąć zaplanowanych w tym roku podatków?

Nie dziwię się. Działanie sektora publicznego, w tym izb skarbowych, w Grecji pozostawia wiele do życzenia. Kryzys w Grecji to według mnie głównie problem nie działających instytucji, ich rozrzutności i korupcji. Dotychczasowe rządy nawet nie próbowały z tym zrobić porządku. Greccy politycy są chyba chronicznie niezdolni do stworzenia efektywnego systemu, w którym państwo działa sprawnie. Na szczęście tym razem Grecja ma umowę z MFW i EBC, w której wytknięto jej wszystkie te słabości. Być może to międzynarodowe porozumienie zmobilizuje wreszcie polityków do działania.

A jak rząd przekona do reform samych Greków? Według cytowanego w dzienniku „The Wall Street Journal” prof. Theodore Couloumbisa z Uniwersytetu w Atenach, Grecy są dumnym narodem i nie lubią, kiedy zagranica im coś narzuca.

Pozwolę się z nim jednak nie zgodzić. Większość Greków zdaje sobie sprawę ze skali problemów i chce je jak najszybciej rozwiązać. Choć trzeba przyznać, że zaangażowanie MFW gwarantuje pewną surowość zasad. Nie można się więc dziwić, że część Greków zadaje sobie pytanie, czy ich wyrzeczenia będą w dłuższym okresie miały rzeczywiście ozdrowieńczy wpływ na gospodarkę. Mimo to Grecy kierują swoje pretensje i ostrą krytykę pod adresem rządu, a nie instytucji międzynarodowych. Grecja zawsze była bardzo prounijnym krajem. Olbrzymia większość Greków popierała decyzję wstąpienia do strefy euro i myślę, że euro nadal cieszy się szerokim poparciem społecznym, pomimo kryzysu.

Administracja publiczna chyba już do tej większości Greków popierających reformy nie należy?

Wprost przeciwnie. Oczywiście, funkcjonariusze publiczni nie są specjalnie zachwyceni oszczędnościami, ale rozumieją, że sytuacja tego wymaga. Zresztą sektor publiczny, przynajmniej jeśli chodzi o urzędników średniego szczebla, nie jest znów aż tak bardzo dobrze opłacany. Emerytury także nie są przesadnie wysokie. Urzędnicy mogą jednak liczyć na dodatkowe dochody, bo pleni się łapówkarstwo i korupcja. Zdarza się, że niektórzy urzędnicy przechodzą na emeryturę w wieku 50 lat. Choć z drugiej strony, korupcja zdarza się w całej Europie. Przypomnę, że jeden z najgłośniejszych skandali korupcyjnych ostatnich lat (chodzi o sprawę firmy Siemens z 2006 roku, która miała specjalny fundusz na łapówki – red.) zdarzył się w Niemczech, nie w Grecji.

Wielu ekonomistów jest zdania, że Grecji nie uda się zdusić deficytu z 13,6 proc. PKB do 8,1 proc. w ciągu niecałego roku. Jednoczesne podniesienie podatków i oszczędności budżetowe tylko zmniejszą szanse na wzrost gospodarczy i koło się zamyka.

Wbrew pozorom potencjał greckiej gospodarki nie jest taki mały. Wystarczy m.in. sprawić, by spora część greckich przedsiębiorców, niektórzy oceniają, że to 30-40 procent gospodarki, wyszła z szarej strefy i zaczęła płacić podatki. Trzeba też usprawnić działanie urzędów skarbowych, zmniejszyć biurokrację, ograniczyć korupcję. Konieczne jest także zatrzymanie gwałtownego odpływu dobrze wykształconych i wykwalifikowanych pracowników. Początki reform będą naprawdę trudne, ale w ciągu 2-3 lat wyłoni się wreszcie system, w którym łatwiej będzie się poruszać przedsiębiorcom, w którym środki unijne zostaną wreszcie sensownie wykorzystane i w którym będzie miejsce na prawdziwą konkurencję. Nie ma alternatywy dla reform.

Dimitrios Tsomocos, wykładowca Said Business School, Uniwersytet w Oksfordzie, były doradca Bank of Greece i Bank of England, specjalizuje się w dziedzinie regulacji bankowych, teorii ekonomicznej i stabilności finansowej.

Pełna wersja wywiadu z Dimitriosem Tsomocosem: Grecja ma szansę uciec spod noża