Inwestorzy z europejskich rynków rozpoczęli poniedziałkową sesję spokojnie - przez pierwszą część dnia indeksy poruszały się w okolicy poziomów z piątku. Ponieważ w ciągu weekendu nie napłynęły żadne przełomowe wiadomości, a w USA zaczyna się właśnie sezon publikacji wyników spółek za II kwartał 2010 roku, duzi gracze z Europy nie starali się wybiegać przed szereg i nie dokonywali gwałtownych znaczących zmian w portfelach akcji przed otwarciem giełd za oceanem. Pierwsze minuty handlu na nowojorskiej giełdzie sugerowały, że po czterech wzrostowych sesjach z rzędu i powrocie głównych indeksów powyżej ważnych poziomów wsparcia, popyt wciąż jest silny, chociaż na rynku walutowym dominował bardziej asekuracyjny sentyment. Kurs pary euro-dolar spadł od piątkowego lokalnego szczytu z poziomu 1,272 USD do ok. 1,255 USD.

Negatywne nastawienie do wspólnej waluty 16 europejskich państw podsycały niezbyt udane emisje krótkoterminowych papierów skarbowych przez Włochy i Niemcy, które w związku z niższym popytem musiały zaoferować wyższe oprocentowanie niż w przy poprzednich ofertach. Większość inwestorów oczekuje na ogłoszenie wyników stress testu 91 europejskich banków, które według regulatorów rynku powinny przywrócić wiarę w europejski sektor bankowy i spowodują, że odkorkuje się rynek obligacji korporacyjnych. Analitycy Goldman Sachs dołączyli do grona ekspertów spodziewających się niepokojących rezultatów z niemieckiego systemu bankowego i zalecają inwestorom wybór hiszpańskich obligacji kosztem niemieckich.
Na GPW WIG20 spędził poniżej piątkowych poziomów tylko pierwszą godzinę, a później konsekwentnie, przy całkiem pokaźnych, jak na środek wakacyjnego sezonu obrotach, wspinał się coraz wyżej. Ostatecznie zakończył dzień z wynikiem +1,1 proc., co wystarczyło, by wśród światowych rynków akcji uplasować się na drugim miejscu, tuż za moskiewskim indeksem RTS. Złoty po południu odrobił początkowe straty względem euro i franka, ale już umacniającemu się na szerokim rynku dolarowi nie zdołał stawić oporu.