Pod koniec minionego tygodnia można było się zaznajomić z raportami kwartalnymi wielu ważnych systemowo spółek. Poznaliśmy wyniki „amerykańskiej gospodarki w pigułce” czyli GE oraz dużych banków jak Bank Of America oraz Citigroup. Co łączyło wszystkie raporty to generalnie niezachwycające przychody, ostrożne prognozy na przyszłość oraz wyniki netto „lepsze od prognoz”. Zyski, które przewyższają oczekiwania to normalna i dobrze znana sytuacja na Wall Street. Tym razem jednak inwestorzy przykuli szczególną uwagę do bardziej niepokojących informacji płynących z opublikowanych raportów.

Reakcja rynków była wzmocniona tym, że słabość po stronie przychodowej spółek potwierdziły publikowane dane z gospodarki. Lipcowy indeks zaufania konsumentów Uniwersytetu Michigan zanurkował do 66,5 pkt. z 75 pkt. poprzednio, a czerwcowa inflacja CPI w relacji miesięcznej okazała się negatywna. To przypomniało o możliwej deflacji, która sprzymierzeńcem rynków z pewnością nie jest. Tyle negatywnych informacji musiało odbić się negatywnie na wycenach spółek. Na Wall Street rzeczywiście obserwowaliśmy silne spadki. S&P 500 spadł o prawie 3 proc., co nie dzieje się zbyt często.

Wyraźny wzrost awersji do ryzyka stosunkowo łagodnie dotyka warszawski parkiet. W piątek popołudniu, gdy nastoje jeszcze były niezłe dominował kolor zielony, a samo zamknięcie, choć odbywało się w zgoła pesymistycznej atmosferze, nie było takie dramatyczne. WIG20 spadł o niecały jeden procent, czym potwierdza swoją wysoką bezwładność. Niskie obroty i słabe chęci do znacznych ruchów w obu kierunkach - tak charakteryzuje się nasz rynek w ostatnich dniach.

W czasie weekendu na rynki dotarła kolejna negatywna informacja. Rozmowy Węgier z MFW i UE w sprawie kolejnej transzy kredytu zakończyły się fiaskiem. Nasz region spotkał więc dodatkowy cios od wewnątrz, który jednak został przyjęty ze względnym spokojem na GPW. Gorzej wygląda sytuacja w Budapeszcie, gdzie przecena jest odpowiednia do skali zaskoczenia. W całym tym oceanie pesymizmu widać jednak jeden rynek, który opiera się spadkom i wręcz dynamicznie rośnie. Mowa tutaj o Chinach, gdzie atrakcyjne wyceny spółek zaczynają przyciągać kupców.

Reklama