W okresie koniunktury prezentowane są argumenty, że prywatyzacja przedsiębiorstw w dobrej sytuacji ekonomicznej nie ma uzasadnienia. Po co bowiem sprzedawać kurę znoszącą złote jaja. Nikt nie odpowiada sobie na pytania: po co komu byłaby kura znoszące zgniłe jaja i jaką cenę można by było za taką kurę uzyskać.

Ignorowanie inwestorów

W okresie słabszej koniunktury ci sami komentatorzy, działacze i politycy zadają pytania, czy jest to najlepszy moment na osiągnięcie dobrej ceny i czy warto prywatyzować firmy państwowe podczas gospodarczego spowolnienia. Myślę jednak, że właściwe pytanie brzmi: dlaczego nie prywatyzowano w okresie koniunktury i kto odpowiada za niezrealizowanie wysokich przychodów w tamtym okresie?
Te pytania są szczególnie uzasadnione w kontekście prywatyzacji polskiego sektora elektroenergetycznego. Jeszcze kilka lat temu w kolejce do ministrów skarbu ustawiali się inwestorzy branżowi z Irlandii, Hiszpanii, Niemiec, Francji, Skandynawii czy Stanów Zjednoczonych. Ich udział w prywatyzacji mógłby być dla polskich firm szansą na potężny zastrzyk środków na inwestycje, modernizację i nowoczesne technologie. Niestety, ogromny boom i zainteresowanie inwestorów zostały zignorowane. Czy komukolwiek zadaje się dzisiaj jakiekolwiek „trudne pytanie” związane z tak gigantycznym zaniedbaniem?
Reklama

Potrzebne miliardy

Dzisiaj minister skarbu ma nieporównywalnie trudniejsze zadanie: prywatyzować w okresie dekoniunktury i zdecydowanie mniejszego popytu na akcje. Pokazały to projekty upublicznienia Tauronu i zeszłorocznego „podejścia” do dokończenia prywatyzacji Enei. Jeśli zabraknie jednak politycznej odwagi bądź determinacji w przeprowadzaniu bądź dokończeniu projektów prywatyzacyjnych, to w ciągu najbliższej dekady wyłącznie polski Skarb Państwa i wszyscy odbiorcy energii poniosą koszty ogromnego programu inwestycyjnego, którego wdrożenie jest konieczne w polskiej elektroenergetyce. Sama tylko niezbędna wymiana i modernizacja wyeksploatowanych bloków wytwórczych (nie mówiąc o inwestycjach w nowe moce) to nakłady rzędu kilkudziesięciu miliardów euro, których w polskiej elektroenergetyce i krajowym systemie bankowym po prostu nie ma!
Można by również wspomnieć o koniecznych inwestycjach w majątek sieciowy. To kolejne miliardy, które muszą się znaleźć. Do przeprowadzenia tych inwestycji polska elektroenergetyka potrzebuje wzmocnienia swojego finansowego potencjału i współpracy z największymi europejskimi firmami tego sektora. Nawet jeśli nie bezpośrednio poprzez zasilenie w gotówce, to poprzez wspólne przedsięwzięcia i pomoc w pozyskaniu kapitału na rynkach międzynarodowych (najlepszym tego przykładem jest projekt budowy i eksploatacji w naszym kraju elektrowni jądrowych). Jeśli takiego wsparcia sektor nie otrzyma, to odpowiedzialność za te inwestycje będzie musiał wziąć na siebie budżet.

Jak długo czekać

Jest jeszcze inna możliwość. Inwestycje te zostaną przeprowadzone obok polskich firm. Rynek przecież nie znosi próżni. Jeśli koniecznych inwestycji nie przeprowadzą polskie firmy, to zrobią to inwestorzy międzynarodowi na zasadzie projektów green field. Pojawiło się już szereg zapowiedzi takich inwestycji. Nikt przecież nie będzie w nieskończoność czekał aż krajowe firmy będą gotowe do współpracy czy dokończone zostaną planowane projekty prywatyzacyjne w tym sektorze.