Pięćdziesiąt lat temu Detroit liczyło niemal dwa miliony mieszkańców. Było jednym z najprężniej rozwijających się miast Stanów Zjednoczonych. W 1908 r. powstał tam pierwszy seryjnie produkowany model samochodu Ford T. W 1913 r. otwarto tu największy na świecie dworzec kolejowy. Według prognoz pod koniec 2010 r. liczba mieszkańców metropolii ma spaść do niecałych 800 tys. Stacja kolejowa nie przyjmuje osobowych pociągów od ponad dwóch dekad. Jedna z legendarnych marek z Detriot, Pontiac, zniknęła z rynku. Pracę w jego fabryce straciło 7,5 tys. osób. Detroit – mekka przemysłu samochodowego – przez ostatni kryzys zaczęło chylić się ku upadkowi. Ale miasto ma pomysł na rozwój. Chce stać się nowym Hollywood. Tylko lepszym i bardziej przyjaznym filmowcom.
Pierwsze efekty nowej polityki już widać. W ciągu ostatnich dwóch lat w Detroit i okolicach powstało 100 produkcji filmowych i telewizyjnych. W całym stanie Michigan producenci wydali 350 mln dol. Do końca roku ma to być już 650 mln. Dla porównania w 2007 r. nakłady na produkcję filmową w Michigan wyniosły zaledwie 2 mln dol. Nie nakręcono wtedy żadnej superprodukcji. W tym roku powstaje kilka takich filmów. W sierpniu trwały zdjęcia do „Transformers 3”. Reżyser Michael Bay i producent Steven Spielberg uznali, że słynące z produkcji samochodów miasto jest idealne dla filmu, w którym auta zamieniają się w śmiercionośne maszyny. 6 października swoją światową premierę będzie miał „Stone”, thriller z samymi gwiazdami – Robertem De Niro, Edwardem Nortonem i Milą Jovovich.

Królestwo seriali

W grudniu tego roku do amerykańskich kin wejdzie produkcja „Convincing” z Hilary Swank w roli głównej. Jej reżyser Tony Goldwyn przyznawał w wywiadach, że nigdzie indziej nie udałoby mu się zrobić filmu za 12,5 mln dol. Detroit jest po prostu dużo tańsze niż Fabryka Snów w Los Angeles. Koszty pracy są niższe o około 30 proc. niż w Hollywood. – Michigan ma dziś najlepsze bodźce dla producentów filmowych, telewizyjnych i gier wideo ze wszystkich miejsc w USA, a wielu filmowych i telewizyjnych producentów szuka oszczędności. Detroit oferuje też miłą i kompetentną siłę roboczą, świetne lokalizacje, niedrogie hotele i usługi, które sprawiają, że filmowcy chcą tu wracać – tłumaczy „DGP” Christopher Baum, wiceprezes pozarządowej organizacji Film Detroit.
Reklama
W 2008 r. bezrobocie w całej metropolii wynosiło 6,9 proc., w 2010 r. już 14,1 proc. W samym mieście było jeszcze większe i osiągnęło na początku tego roku 22,9 proc. Zaczęło się od zmniejszenia produkcji przez trzy wielkie koncerny motoryzacyjne: Forda, General Motors i Chryslera. Później upadały kolejne przedsiębiorstwa, sklepy, punkty usługowe. Masowa emigracja i bezrobocie sprawiły, że drastycznie zmalały wpływy do kasy miasta. Jak podała gazeta „The Detroit News”, w budżecie na ten rok może zabraknąć nawet 446 mln dol. Wyższy deficyt ma w Stanach Zjednoczonych tylko Nowy Jork. Ale to ośrodek czterokrotnie większy od Detroit. Jak bardzo sytuację miasta i całego stanu zmienia przemysł filmowy, wyliczyło Michigan Film Office. Według instytucji 4 tys. osób znalazło pracę jako techniczna obsługa filmów. A do tego należy doliczyć kolejne 4 tys. tych, którzy pracowali przed kamerą jako statyści lub drugoplanowi aktorzy. W dużej mierze są to prace trwające od kilkunastu do kilkudziesięciu dni, tyle, ile zajmują zdjęcia do filmów. Jednak dla mieszkańców Detroit to i tak sporo.
Popularna stacja HBO pokazuje właśnie drugi sezon serialu „Hung”, który oddaje problemy przeciętnych obywateli miasta. Miejscowe gimnazjum obcina etat trenerowi koszykówki. W Detroit nie ma szans na znalezienie nowej pracy. Mężczyzna postanawia zostać więc asystentem szczęścia, czyli świadczyć usługi seksualne dla bogatych kobiet. Takich postaci jak trener jest w serialu więcej. Pokrzywdzonych przez gospodarkę, dotkniętych przez ostatni kryzys finansowy. Scenom z serialu niejednokrotnie towarzyszą widoki opuszczonych i zrujnowanych fabryk. „Hung” jest w całości kręcony w Detroit.
Ale to niejedyna wysoko budżetowa i ambitna serialowa produkcja z miasta. 21 września swoją premierę miał pierwszy odcinek „Detroit 1-8-7”. Produkcja stacji ABC opowiada o życiu mieszkańców, głownie policjantów, którzy walczą z narastającą przestępczością w największej metropolii w Michigan. Jego realizatorzy podczas kręcenia pierwszej serii wydali w mieście 27 mln dol. Pieniądze poszły na wynagrodzenie dla miejscowej ekipy, wynajem lokali czy catering. Przy serialu pracuje 200 mieszkańców Detroit. Jeśli zapadnie decyzja, aby wydłużyć pierwszy sezon do 22 odcinków, ABC wyda w Detroit kolejne 23 miliony.

Ulgi dla filmowców

Filmowy biznes przekonało do siebie samo miasto. Nie ma mowy o przypadku. W magistracie powołano do życia Detroit Film Office, którego celem działania jest rozwój produkcji filmowej. Podobną rolę spełnia Michigan Film Office, tyle że na obszarze całego stanu. Instytucja na swojej stronie internetowej uruchomiła zakładkę, w której mieszkańcy mogą znaleźć ogłoszenia w sprawie pracy przy filmach. – Film Detroit jest organizacją non profit, która stara się zainteresować Detroit studia filmowe i niezależnych producentów, głównie z Hollywood. Pomaga im rozpoznać teren dla każdego scenariusza, który zamierzają wyprodukować. Miasto Detroit i otaczające powiaty powołały do życia specjalne biura koordynujące wydawanie pozwoleń, współpracę z policją i strażą pożarną. Staramy się być tak przyjaźni dla przemysłu filmowego, jak to tylko możliwe – tłumaczy Christopher Baum.
Aby zachęcić filmowców do przenoszenia swoich produkcji z Hollywood, wprowadzono ulgę podatkową dla producentów. Sporą, bo aż 42 proc. Aby się o nią ubiegać, trzeba wydać w stanie co najmniej 50 tys. dol. Rozpatrzenie wniosku trwa tylko cztery tygodnie, a producent wie, czy dostanie zniżkę, na długo przed rozpoczęciem zdjęć. Ulgę wprowadzono w kwietniu 2008 r. i trudno nie wiązać jej z ostatnim rozwojem miasta pod kątem filmu. Miejscowe uniwersytety mają prężnie działające wydziały filmowe. Powstają nowe prywatne i wyspecjalizowane szkoły, jak choćby założona w 2008 r. The Center for Digital Filmmaking, która kształci fachowców od coraz bardziej popularnej cyfrowej techniki produkcji filmów.

Miasto filmu

Miasto dość oryginalnie reklamuje swoje walory: „Trzy powody, żeby kręcić w Detroit: lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja”. – Detroit zapewnia bardzo wysoki poziom profesjonalnych aktorów i techników. Jest tu wszystko: woda, wieżowce, fabryki, instytucje edukacyjne, teatry, muzyka. To świetne miejsce do kręcenia – zapewnia w rozmowie z „DGP” Robert Alberts, producent oraz wykładowca na wydziale telekomunikacji i mediów Michigan State University. Nie trzeba budować sztucznych dekoracji. Jest architektura w modernistycznym stylu, wielkie hale fabryczne, farmy, kasyna w klimacie tych z Las Vegas. I faktycznie, gdy powstawało „The Double” z Richardem Gere’em, Detroit zamieniło się w Paryż. W tym samym filmie miasto udawało Związek Radziecki, Szwajcarię i Waszyngton. Dziś rzadko filmowcom udaje się kręcić w naturalnych dekoracjach.
Ale wkrótce Detroit zamierza wyciągnąć kolejnego asa z rękawa. Raleigh Studios mające swoją siedzibę w Los Angeles budują studia w miejscu dawnej fabryki należącej do DM. Nakładem niemal 80 mln dol. mają w pofabrycznych halach powstać studia filmowe, nagraniowe oraz budynki biurowe. W kompleksie pracę znajdzie 3,5 tys. pracowników. W firmach świadczących usługi na jego rzecz – kolejne 1,5 tys. Otwarcie planowane jest w marcu przyszłego roku. Robocza nazwa – Pontiac Film Studio – nawiązuje do motoryzacyjnej historii miejsca.
W Stanach Zjednoczonych Detroit nazywa się często Motown. Nazwa pochodzi od słów „motor” i „town” i znaczy tyle co miasto samochodów. Dziś Motown można zacząć tłumaczyć w nowy sposób – movie town, czyli miasto filmu.