Brzmi absurdalnie? Niekoniecznie. W latach 20. amerykański ekonomista George Taylor odkrył korelację między wzrostem PKB i kursów akcji a długością damskich spódniczek. Stworzył teorię określaną jako hemline index, w którą można wierzyć lub nie, ale jak dotąd przeważnie się sprawdzała.
Taylor zauważył, że im gorsza sytuacja w gospodarce, tym spódnice dłuższe. Im zaś nogi bardziej odsłonięte, tym lepsza koniunktura. Dlaczego w czasie koniunktury kobiety bardziej odsłaniają nogi? Według Taylora to oznaka pewności siebie i niezależności. Z kolei w niepewnych czasach wygrywa sformalizowanie stroju, skromność, wręcz asceza.
I tak w czasie I wojny światowej, kiedy gospodarkę amerykańską nakręcały wojskowe zamówienia, kobiety po raz pierwszy odkryły łydki ubrane w jedwabne pończoszki. W szalonych latach 20. rąbki spódnic dalej podnosiły się aż do wielkiego kryzysu, gdy z poziomu kolan ponownie spadły do łydek. Towarzyszyło temu załamanie na giełdach – od 6 września 1929 roku do 8 lipca 1932 roku indeks S&P stracił 86 proc. wartości. Dekadę później, gdy gospodarkę ponownie pobudzały zamówienia wojenne, spódnice znów sięgały kolan. Nie na długo jednak. Po wojnie, kiedy Ameryka przechodziła przez trudności gospodarcze, modne stały się proste i długie spódnice. Właśnie taka była pierwsza kolekcja Christiana Diora. Cytowany przez Bloomberga historyk mody Daniel James Cole wyliczył, że od maja 1946 do maja 1947 roku giełdowy indeks S&P zjechał o 28 proc., a spódnice opuściły się o 10 cali. W latach 60. do żeńskich garderób zawitały masowo minispódniczki. Naturalnie była to epoka prosperity.
W czasie obecnego, najgłębszego od 80 lat kryzysu na ulicach pojawiło się więcej dłuższych spódnic. Pesymizm na rynkach ma potrwać do wiosny przyszłego roku, bo relacje z odbywających się w wielu stolicach pokazów kolekcji na wiosnę i lato 2011 r. przynoszą sporo optymizmu. Podczas zakończonego właśnie londyńskiego Fashion Show projektanci wręcz szokowali nagością. Tak było np. w przypadku wiosennej kolekcji Charlie Le Mindu, gdy modelki występowały w skąpych strojach z włosów. Chyba czas już kupować akcje.
Reklama
Takich alternatywnych wskaźników ekonomicznych jak wysokość rąbka spódnicy jest znacznie więcej. Leonard Lauder, prezes koncernu kosmetycznego Estee Lauder, ukuł termin „wyprzedzający wskaźnik szminki” (ang. Leading Lipstick Indicator). Zaobserwował, że w czasie wielkiego kryzysu, gdy w Stanach Zjednoczonych produkcja przemysłowa spadła o połowę, sprzedaż pomadek wzrosła o jedną czwartą. W sytuacji gdy kobiety nie mogą sobie pozwolić na luksus, właśnie szminki stają się jego namiastką.
Czy nadchodzi kryzys, czy się kończy, widać też po sprzedaży biletów do kin i teatrów. W trudnych czasach ludzie potrzebują oderwania od rzeczywistości. Mają też więcej wolnego, bo wzrasta bezrobocie. W czasie kryzysu znacznie rośnie też popyt na czekoladki. To tani sposób osładzania sobie ciężkiego życia. Zwiększa się również sprzedaż antydepresantów czy losów na loterie. Spada za to dezodorantów, gdyż rzadziej wychodzimy z domu. Można też pomyśleć o indeksie alkoholu (w kryzysie zwykle rośnie sprzedaż używek) i prezerwatyw (ludzie nie chcą mieć w tym czasie dzieci lub seks jest dla nich jedyną rozrywką). Amerykanie obserwują powodzenie zupy pomidorowej w puszce firmy Campbell i... modelki „Playboya”. Zauważyli bowiem, że w czasie gorszej koniunktury panie na okładce i rozkładówkach są pulchniejsze i starsze.
Badając nastroje konsumentów i oceniając koniunkturę, najlepiej brać pod uwagę kilka wskaźników. Jeśli są niejednoznaczne, pozostaje sprawdzić, czego ludzie słuchają. Okazuje się, że gdy nastroje są złe, preferują spokojne i długie utwory.
Poszukiwanie alternatywnych wskazówek, pozwalających przewidzieć kryzys i oceniać sytuację gospodarczą, wiąże się ze spadkiem zaufania do ekonomistów, którzy nie przewidzieli obecnego kryzysu. Nie tylko zresztą obecnego. Jak mawiał laureat Nagrody Nobla Paul Samuelson, „ekonomiści trafnie przewidzieli dziesięć spośród pięciu ostatnich recesji”.