Dlaczego uważa pan, że kredyty walutowe są fatalne dla naszego rynku?

Wystarczy zwrócić uwagę, jak portfel walutowy wpływał na postrzeganie zewnętrzne i ryzyko polskiego sektora bankowego w apogeum obecnego kryzysu. Zmiany na rynku walut miały ogromny wpływ na koszty finansowania całego portfela kredytowego, jego rentowność oraz wymogi kapitałowe banków. Działalność bankowa w odniesieniu do długoterminowego finansowania gospodarstw domowych nie może być przedmiotem spekulacji i nie może być prowadzona w sposób, który mógłby zagrażać stabilności całego sektora lub stabilności całego państwa.

Ale przecież to pan, kiedy stał na czele nadzoru bankowego, zgodził się na masowe kredytowanie w walutach. Skąd ta zmiana stanowiska?

W czasie kiedy nadzorowałem sektor, Komisja Nadzoru Bankowego wydała wiosną 2006 r. rekomendację S, która nakładała wiele obowiązków na banki, w tym m.in. konieczność uwzględniania dodatkowego buforu przy badaniu zdolności kredytowej. Jak wiadomo, było to przedmiotem krytyki, w tym i krytyki premiera Marcinkiewicza. Dodatkowo w ramach dyrektywy unijnej CRD nałożyliśmy na początku 2007 r. na portfel denominowany w walutach dwukrotnie większy wymóg kapitałowy niż dla portfela złotowego. Proszę pokazać kraj, który w owym czasie zrobił więcej?

Reklama

Mimo takich obciążeń banków i tak udział kredytów walutowych wzrósł. Dlaczego?

Wiele zależy od czynników rynkowych i tego, na ile skutecznie egzekwuje się przepisy. Przypomnę, że w czasie, kiedy odchodziłem z GINB, to tempo wzrostu kredytów złotowych w portfelu hipotek jednak rosło, a walutowych wyraźnie spadało. Politycy przeorganizowali nadzór bankowy, a zamieszanie organizacyjne z tym związane wykorzystały niektóre banki. Zbiegło się to w czasie z dysparytetem stóp procentowych, dobrze rokującą sytuacją gospodarczą oraz tanim pieniądzem na rynkach finansowych. Kryzys zahamował ekspansję kredytową, dlatego teraz i tak mamy znacznie mniej kredytów walutowych w sektorze niż w innych krajach. Na szczęście banki mają je zabezpieczone wyższym i lepszym jakościowo kapitałem.

Czy kredyty walutowe powinny być zabronione?

Jeśli banki i ich właściciele wyciągnęli lekcję z kryzysu oraz widzieli, jak portfel walutowy wpływa na banki oraz na rynek, to powinni sami wycofać się z takich produktów.

Może konsumenci wyciągnęli już lekcję z kryzysu i będą odpowiedzialnie zaciągać kredyty?

Świadomość ryzyk finansowych dla przeciętnego Polaka to nadal marginalna kwestia, ale dla banku to podstawa jego działalności. Wiele osób wciąż patrzy na kredyt w perspektywie krótkoterminowej: jak wziąć największą możliwą pożyczkę przy jak najniższej racie kredytowej. Taka kalkulacja sprzyja kredytom walutowym, zwłaszcza jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy z ryzyka kursowego i konsekwencji zmiany stóp procentowych. Dlatego już dzisiaj jest całkiem liczna rzesza kredytobiorców, których zadłużenie jest wyższe niż w momencie zaciągania kredytu.

Dlaczego nie pozwolić na pożyczki w walutach, ale zabezpieczone np. opcjami?

Teoretycznie banki mogą przygotować taki produkt kredytowy, który mógłby zabezpieczyć klienta przed takimi ryzykami. Kredyt na stałą stopę procentową lub powiązany z instrumentami finansowymi, które zabezpieczą zmiany kursu czy stopy procentowej. Ale taki produkt przygotowany dla klienta detalicznego byłby w ogóle nieopłacalny dla banku. Banki sprzedają kredyty walutowe, dlatego że na nich zarabia się więcej niż na innych kredytach. Gdyby więc klient sam kupował instrumenty zabezpieczające, przekonałby się, że kredyt walutowy wcale nie jest taki atrakcyjny.

ikona lupy />
Wojciech Kwaśniak twierdzi, że świadomość ryzyka finansowego dla przeciętnego Polaka to nadal kwestia marginalna. Dla banku jest akurat odwrotnie. Zmiany na rynku walut miały ogromny wpływ na koszty finansowania całego portfela kredytowego, jego rentowność oraz wymogi kapitałowe banków. / Bloomberg