Dużo dobrego dały wczorajsze publikacje marko w USA. Nie chodzi tylko o to, że były wyłącznie pozytywne (bo tak nie było - spadek zamówień na dobra trwałe i liczba transakcji na rynku nowych domów sugerują coś przeciwnego), ale ich wysyp w jednym czasie przypomniał inwestorom, że w rzeczywistości kursy spółek zależą od ich wyników, te zaś zależą od kondycji gospodarki, a nie od tego, czy irlandzki rząd ugnie się pod presją francuskiego, czy też postawi na swoim.

Rynek wrócił więc do prawideł, w których najczęściej funkcjonuje. Dane o nastrojach Amerykanów, ich wydatkach i dochodach, a także o spadającej liczbie wniosków o zasiłki dla bezrobotnych wprawiły inwestorów w dobre nastroje. Sesje w USA zakończyły się mocnymi wzrostami, a dziś rano dzięki akcjom eksporterów Nikkei zyskał 0,5 proc. Kospi zyskał 0,1 proc. (czy w czwartek rano inwestorzy pamiętają jeszcze, że dwa dni temu Korea Południowa została ostrzelana przez Północną?), a Szanghai Composite o 1,3 proc.

Te dobre nastroje z łatwością przedostaną się do Europy i mogą zapewnić wzrostowe otwarcie na rynkach Starego Kontynentu. Pytanie, co będzie działo się dalej? Dziś brakuje istotnych publikacji makro (nawet GPW nie przejmie się stopą bezrobocia w Polsce i trzeba być patriotą wielkiego serca by wierzyć, że dane GUS są w stanie skłonić do działania jakiegokolwiek inwestora w Europie), a wobec braku sesji w USA (Dzień Dziękczynienia) zostajemy w sosie własnym. Ten sos to mieszanka obaw o stan finansów Portugalii i Hiszpanii (Włochy, których zadłużenie w relacji do PKB jest w tej grupie najwyższe chwilowo zeszły na drugi, a nawet trzeci plan) i banków. Głównie hiszpańskich. Bloomberg straszy, że w przyszłym roku liczba nieruchomości mieszkalnych zajmowanych przez hiszpańskie banki wzrośnie trzykrotnie, a już obecnie banki mają ich 100 tys. Mają też 181 mld EUR "kłopotliwych" długów. Widać więc, że żadna zbiórka pieniędzy w ramach Unii nie pomogłaby wyciągnąć Hiszpanii z kłopotów, jeśli te będą się nadal nawarstwiały.

Te obawy pozostaną obecne w głowach inwestorów i zapewne nie pozwolą na silniejsze wzrosty. Także i u nas, gdzie kwestią fundamentalną staje się kształt zmian w ramach funkcjonowania OFE, o którym właściwie nic nie wiadomo, poza tym, że rynkom raczej się nie przysłuży. Jedynym czynnikiem, który stawia przyszłość rynków w korzystnym świetle, są artykułowane już obawy o koniec hossy i powrót do trendu spadkowego. Takie opinie zawsze zwyżkom sprzyjały, tym bardziej, że rynki wciąż funkcjonują w środowisku rekordowo niskich stóp procentowych.

Reklama