Widz układający sobie własną telewizyjną ramówkę, oglądający, co chce i kiedy chce – tak, zdaniem ekspertów, będzie wyglądać telewizja w przyszłości. A wszystko dzięki rosnącej popularności i coraz bogatszej ofercie usługi VoD (z ang. video on demand – Wideo na żądanie), która polega na płatnym wypożyczaniu filmów, seriali i programów za pomocą dekodera. – To odpowiedź telewizji na możliwości, jakie daje internet, w którym robimy, co chcemy, i nikt nam nie narzuca ramówek. Platformy cyfrowe muszą iść w tym kierunku – mówi nam Tomasz Kulisiewicz, analityk z firmy Audytel.
Według szacunków Audytela rynek VoD rośnie w tempie 100 proc. rocznie. W 2009 roku udział usług wideo na życzenie w przychodach z płatnych kanałów telewizyjnych nie przekraczał 1 proc. W tym roku będzie to już 2 proc., a w 2015 roku nawet 10 proc.
Platformy cyfrowe, widząc, że rynek VoD dobrze rokuje, rozbudowują ofertę i kuszą promocjami. Cyfrowy Polsat w przyszłym tygodniu rozpocznie promocję „VOD – tanie oglądanie”, w ramach której wszystkie dostępne filmy będzie można obejrzeć o 25 proc. taniej. W Cyfrze Plus przez cały miniony tydzień można było wypożyczyć za 5 zł, a telewizja n zapewniła nowym abonentom darmowy dwumiesięczny dostęp do kolekcji VoD PictureBox.

>>> Zobacz również: TPSA będzie "wygaszać" ofertę Cyfry+ w dystrybucji satelitarnej

Reklama
Samym platformom usługa VoD pozwala zarabiać kilka razy na tym samym produkcie. Spółka ITI, która wykupiła prawa do dystrybucji na terenie Polski najnowszego filmu o przygodach Robin Hooda, najpierw umieściła go w wypożyczalni VoD (8 zł za dostęp na 48 godzin), następnie zamierza emitować go na antenie swojego kanału nFilm dostępnego wyłącznie na platformie n, a dopiero na samym końcu puścić w TVN.
Od umieszczenia filmu w VoD do nadania go w ogólnopolskim kanale może minąć ponad 18 miesięcy.
Oczywiście oferta nadawców nie ogranicza się wyłącznie do filmów. W ofercie coraz częściej pojawiają się dokumenty, koncerty i seriale. Najnowsze odcinki „Gotowych na wszystko” czy „Zagubionych” dzięki VoD można obejrzeć w zaledwie tydzień po światowej premierze.

>>> Czytaj także: Telewizja n boksuje się z Polsatem

Platformy twierdzą, że na razie na VoD nie zarabiają. Ciągle zwracają się im pieniądze zainwestowane w drogą technologię, a w dodatku muszą wydawać duże sumy na licencje filmowe (w przypadku jednej produkcji może to być nawet kilkaset tysięcy złotych). Ale pierwsze zyski mogą się pojawić już w przyszłym roku. Wystarczy, że wiosenna ramówka telewizyjna okaże się tak nudna, że postanowimy stworzyć własną.