Rząd, który w tym okresie chciał zwolnić 10 proc. urzędników, przyjął ich prawie dwa razy tyle, pisze gazeta, która sprawdziła ile osób pracowało w ministerstwach, urzędach wojewódzkich, marszałkowskich, samorządach wielkich miast oraz w małych gminach, a także w ZUS i NFZ na koniec grudnia 2009 i 2010 r.
>>> Czytaj też: Rybiński: Kto okiełzna potwora biurokracji
Okazało się, że w ciągu tych dwóch lat przybyło nam ponad 70 tys. urzędników. "Rz" porównuje ich z całą naszą armią, która liczy niespełna 100 tys. żołnierzy.
>>> Czytaj też: Na płace w państwowej i samorządowej administracji wydajemy 20 mld zł rocznie
Zatrudnienie rosło szybciej w administracji państwowej (o ok. 10 proc.) niż w samorządach (o ok. 4 proc.), gdzie prym wiodły urzędy marszałkowskie (wzrost zatrudnienia o 6,5 proc.).