I choć po godzinie 16., prawdopodobnie po słabym rozpoczęciu sesji w Stanach, zszedł na godzinę „poniżej zera", ostatecznie zakończył poniedziałek na niewielkim plusie.

„W poniedziałek na warszawskiej giełdzie tylko w ciągu pierwszej godziny notowań byki miały kłopoty z utrzymaniem głównych indeksów nad kreską. Później nastroje szybko się poprawiły, jednak dotyczyło to jedynie wskaźnika blue chipów i indeksu szerokiego rynku" - poinformował analityk Open Finance Roman Przasnyski.

Dodał, że w południe WIG20 zyskiwał już prawie 0,8 proc., a zawdzięczał to przede wszystkim silnym zwyżkom spółek surowcowych, choć trudno domyślić się powodu, dla którego walory te były tak pożądane przez inwestorów, przy spadających cenach ropy i miedzi. Analityk podkreślił, że na parkietach europejskich można było obserwować bardzo zróżnicowaną sytuację.

„Przede wszystkim zaskakująco słabo radził sobie niemiecki DAX. Zaczął dzień na sporym minusie, a w ciągu pierwszej godziny handlu tracił aż 1,9 proc. Trudno przypuszczać, by jako jedyny przejął się tak bardzo sytuacją w Japonii. Tym bardziej, że wskaźnik giełdy w Londynie po początkowym spadku o 0,5 proc. szybko z nawiązką odrobił straty i wyraźnie zyskiwał w porównaniu do piątkowego zamknięcia" – zaznaczył Przasnyski.

Reklama

>>> Czytaj też: Na trzęsieniu ziemi w Japonii będzie można dobrze zarobić

Według niego, w poniedziałek wahania indeksów były najwyraźniej inspirowane tym, co działo się z kontraktami na amerykańskie indeksy. „Przyspieszenie ich spadku około południa powstrzymały zapędy byków" - podkreślił. Indeks WIG20 od tego momentu obsuwał się w dół i po godzinie 16. zszedł „poniżej zera" na ponad godzinę.

Ostatecznie na zamknięciu sesji WIG20 zyskał 0,31 proc. i wyniósł 2.757,76 pkt. WIG wzrósł o 0,10 proc. i wyniósł 47.737,14 pkt. Obroty na całym rynku przekroczyły 740 mln zł.