Grecja tak samo wiarygodna jak Kuba

Moody’s jeszcze wczoraj późną porą zakomunikował, że rating Grecji zostaje obniżony z B1 do Caa1 przy pozostawieniu perspektywy negatywnej. Tym samym standing finansowy został zrównany z oceną takiego kraju jak Kuba. Można już zejść niewiele niżej, gdyż jest tylko jedno państwo o gorszej ocenie, dodać warto, że niewiele gorszej. Chodzi o Ekwador, który notabene zbankrutował w ostatnich latach dwukrotnie – w 1999 oraz 2008 roku. Moody’s poinformowała, że ocenia prawdopodobieństwo bankructwa Grecji w ciągu najbliższych 5 lat na 50%. Odpowiedni powód do spadków indeksów?

>>> Czytaj też: Grecja jak Kuba. Zbankrutuje na 50 proc.

Pomysł europejskiego ministerstwa finansów

Reklama

Otóż niekoniecznie. Rynek w formie CDS’ów wycenia owo prawdopodobieństwo na ok. 72%, czyli znacznie bardziej. Ponadto uczestnicy rynku oceniają już, ile da się odzyskać z pierwotnej inwestycji w greckie obligacje, a ów szacunek wynosi 40%. Jak widać ocena Moody’s na tle rynku wygląda wręcz optymistycznie, więc ciężko jest ją uznawać za powód spadków. Rósł ponadto eurodolar, co ewidentnie kłóciło się z rozumowaniem jakoby Grecja szkodziła indeksom. Zresztą, jak się wydaje, do jutra mają się zakończyć rozmowy nad dalszym rozwojem sytuacji i niewykluczone, że w trakcie weekendu przedstawione zostaną szczegóły sposobu wypłaty kolejnej transzy wsparcia. Dzisiaj Jean-Claude Trichet mówił, że warunki jej uzyskania powinny być znacznie ostrzejsze niż w przypadku pierwszego pakietu. Niebawem odchodzący prezes EBC zaproponował też powstanie europejskiego ministerstwa finansów, co media szybko podchwyciły. Pamiętać jednak trzeba, że pomysł nowy wcale nie jest, a do tego wydaje się z ekonomicznego punktu widzenia niezwykle logiczny i wysoce wskazany. Problem w tym, że przeprowadzenie takiego projektu w odpowiedniej formie wydaje się na dzień dzisiejszy bardzo odległą przyszłością, która jest tak zamazana, że wręcz trudna do wyobrażenia w ramach obecnych politycznych oddziaływań na scenie europejskiej.

Warszawa silna, ale sytuacja zewnętrzna nie sprzyja dalszym wzrostom

Skoro wiemy, co nie było powodem spadków, to warto się zastanowić co skłoniło inwestorów do sprzedaży akcji. Tutaj powód od tygodni jest ten sam i nazywa się „spowolnienie gospodarcze”. Giełdy i tak bardzo dobrze wyglądają na tle napływających danych, które i dzisiaj nie rozpieszczały uczestników rynku, choć od oczekiwań wiele nie odbiegały. Niektóre parkiety wciąż jednak ignorują pogarszający się obraz fundamentów gospodarczych i należy do nich GPW, która po słabszym otwarciu zaczęła szybko odrabiać straty. Dobrze wyglądały też inne wschodzące europejskie parkiety, takie jak Budapeszt, Moskwa czy Stambuł. Po południu obraz jednak zaczął się powoli psuć i wcześniejsze odreagowanie zaczęło się wyczerpywać. Owego odreagowania w Europie Zachodniej w ogóle nie zobaczyliśmy. Dalsze poczynania indeksów są wysoce niepewne. W Warszawie ewidentnie widać chęć wzrostów, które hamowane są pogarszającą się sytuacją zewnętrzną. Choćbyśmy sami chcieli rosnąć, to niezwykle ciężko będzie to przeprowadzić w pojedynkę. A na Zachodzie indeksy stoją na rozdrożu, przynajmniej z technicznego punktu widzenia. Buksujemy więc w miejscu już od jakiegoś czasu i nie pozostaje nam nic innego jak czekać na ostateczne rozstrzygnięcie, które kiedyś nastąpić powinno.