Kanclerz Niemiec Angela Merkel ogłosiła, że Niemcy do 2022 roku zamkną swoje wszystkie elektrownie atomowe (czyli 17), które produkują 23 proc. elektryczności dla kraju. By wyrównać ten deficyt, podwoją produkcję ze źródeł odnawialnych. Niemcy stać na taki zwrot. Jednak już nie stać na to innych krajów, które niestety prawdopodobnie pójdą ich śladem.

>>> Czytaj też: Merkel: Nie ma już powrotu do energii atomowej

Energia atomowa odgrywa ważną rolę w światowej energetyce. Jest czysta, a to ważne w świecie, który próbuje ograniczyć emisję dwutlenku węgla. Jest bardziej stabilna niż źródła odnawialne, takie jak słońce, wiatr i woda, i tańsza, bo zielona energia wymaga bardziej zaawansowanej i droższej sieci energetycznej. I wielu krajom, nie tylko w Europie, oferuje możliwość uniezależnienia się od kapryśnych dostawców ropy.

>>> polecamy: Tusk: póki co nie zmieniamy planów dotyczących energetyki jądrowej

Reklama
Decyzja Merkel, by zignorować te korzyści, ma charakter polityczny. Japońskie trzęsienie ziemi przyspieszyło decyzję, o której debatowano od dawna. Czerwono-zielona koalicja pod przewodnictwem Gerharda Schroedera proponowała zamknięcie elektrowni atomowych w 1998 roku. Niemcy mogą wyprodukować 90 gigawatów energii. Szczytowy popyt wynosi 80 gigawatów. Utrata ośmiu elektrowni już zamkniętych ograniczy produkcję o 8,5 gigawata. Popyt i podaż pozostaną jednak mniej więcej zrównoważone. W dłuższej perspektywie Niemcy będą musiały znaleźć dodatkowe 11,5 gigawata, by zastąpić dziewięć elektrowni, które wciąż funkcjonują. Nie jest to niemożliwe. Kraj notuje rekordowy wzrost produkcji energii odnawialnej (podwoił się w ubiegłej dekadzie), a nowe elektrownie opalane paliwami kopalnymi można zbudować stosunkowo szybko.
Są jednak i problemy. Elektrownie węglowe niszczą środowisko. Jednak rząd w Berlinie twierdzi, że cele dotyczące redukcji zanieczyszczeń zostaną utrzymane. Niemcy będą musiały również zmodernizować sieć przesyłową, jeżeli energia odnawialna z północy ma popłynąć na uprzemysłowione południe. Nie jest to łatwe zadanie. W razie problemów Niemcy powinny mieć plan B.
Jednak największym problemem jest to, że decyzja Niemiec niesie zły sygnał dla ich sąsiadów. Kraje ze słabszym sektorem energii odnawialnej będą miały problem z porzuceniem energii nuklearnej bez szkody dla swoich gospodarek, albo dla realizacji celów ekologicznych. Tam, gdzie nie wymagają tego względy bezpieczeństwa, świat powinien unikać pokusy, by pójść śladem Niemiec.