Dziś posłowie głosują nad planem oszczędnościowym Georgiosa Papandreu.
Choć przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso niezmiennie powtarza, że nie ma planu B, dyskusje nad nim trwają już od kilku tygodni, ujawnił Reuters, powołując się na trzy niezależne źródła ze strefy euro.
"Od pewnego czasu, mniej więcej kilku tygodni, myślimy o scenariuszach alternatywnych. Przy tego rodzaju sytuacji nie można sobie pozwolić na niemyślenie o tym, co będzie dalej" – mówi Reutersowi jeden z urzędników uczestniczących w rozmowach o pomocy dla Grecji.
Plan B ma zapewnić Atenom płynność finansową, tak żeby z powodu nieotrzymania kolejnej, wynoszącej 12 miliardów euro transzy pomocy nie musiała ogłaszać niewypłacalności. Drugim celem – nawet jeszcze ważniejszym – jest to, by nie dopuścić do rozprzestrzenienia się greckiego kryzysu na inne zadłużone państwa – Irlandię, Portugalię i Hiszpanię, a także by nie odbił się on na europejskim systemie bankowym.
Reklama
Od wczoraj trwa 48-godzinny strajk generalny, a podczas kolejnej demonstracji przed budynkiem parlamentu doszło do zamieszek i policja użyła gazu łzawiącego. Plan Papandreu zakłada zaoszczędzenie – przy pomocy cięć, podwyżek podatków i prywatyzacji – 28 miliardów euro w ciągu pięciu lat. Ale dzisiejsze głosowanie to dopiero połowa. Jeśli plan zostanie przyjęty, posłowie będą musieli zatwierdzić przepisy wykonawcze, co może się okazać jeszcze trudniejsze. Jeśli na którymś etapie rząd polegnie, Grecja nie dostanie dalszej pomocy finansowej UE i MFW, bez czego najpóźniej w sierpniu nie będzie w stanie spłacać długów.
Chyba że pieniądze Atenom pożyczy ktoś inny. – Trudno uwierzyć, że żadna instytucja nie będzie gotowa udzielić Grecji dalszych kredytów – mówi cytowane przez Reutersa źródło. Chodzi przede wszystkim o Chiny, które w miniony weekend zadeklarowały, że nadal będą kupować obligacje państw Unii.