Jeśli strefa euro ma przetrwać, unijne władze muszą stworzyć wiarygodny i rzetelny program naprawy finansów Unii. Pytanie brzmi, czy państwa członkowskie wyciągną wnioski z obecnej sytuacji i przekonają rynek, że strefa euro wciąż jest miejscem, gdzie warto inwestować. Unia Europejska, aby myśleć o jakimkolwiek programie naprawczym, powinna zdać sobie sprawę z czterech bolesnych faktów.

Po pierwsze, niektóre państwa nie spłacą swoich zobowiązań. Trzeba tu wymienić przede wszystkim Grecję, ale obok niej także Irlandię czy Portugalię. O ile jeszcze budżet unijny jest stanie udźwignąć ciężar ratowania tych państw, to pomysł, by ten sam sposób naprawiać finanse Hiszpanii, jest zupełnie nierealistyczny.

Po drugie, europejski kryzys stwarza ogromne ryzyko dla całego systemu bankowego. Banki są wielkimi wierzycielami rządowych długów. W razie ich niewypłacalności prywatni i instytucjonalni inwestorzy w całej Europie zaczną wypłacać środki z banków, by uniknąć strat. Zmniejszy to ilość dostępnych na rynku kredytów, a strefa euro przyczyni się do kolejnego globalnego kryzysu.

Po trzecie, program pełnego gwarantowania długów zagrożonych krajów jest niemożliwy. Gdyby nawet Francja i Niemcy zgodziły się na takie rozwiązanie, zachwiałby to ich wiarygodnością kredytową, gdyż pod uwagę trzeba brać kwoty rzędu 3-4 bln euro. Jeśli w grę wchodzą również długi Włoch i Hiszpanii, pełne gwarancje są nierealne.

Reklama

Po czwarte, ratowanie krajów przed niewypłacalnością musi się wiązać z działaniami mającymi na celu przywrócenie wzrostu gospodarczego. Bez odpowiedniego przyrostu PKB żaden kraj nie wyjdzie trwale na prostą.

Unijni przywódcy w ciągu ostatnich dwóch lat ignorowali te wskazówki, dlatego zadłużeniowego kryzysu nie udało się do tej pory rozwiązać. Profesorowie Giavazzi i Kashyap zaznaczają, że jedyne, co można w tej chwili zaproponować, to wybranie najmniej dotkliwej dla Europy drogi naprawy.

Przede wszystkim Europa musi wzmocnić banki. Bogatsze państwa powinny zasilić Europejski Fundusz Stabilności Finansowej takimi kwotami, które wystarczą na całkowite pokrycie ewentualnych strat w systemie bankowym. Suma zapewne przekroczy bilion euro, ale dokładne szacunki będą znane dopiero po przeprowadzeniu rzetelnych stress testów, które uwzględnią bankructwo pięciu zagrożonych państw.

System wspierania systemu bankowości będzie sensowny, jeśli zostanie spełnione kilka warunków. Banki muszą wiarygodnie oszacować swoje potrzeby kapitałowe i przez określony czas szukać dodatkowych środków wśród prywatnych inwestorów. Dotychczasowi inwestorzy mogą narzekać, że kolejni dawcy kapitału ograniczą ich pozycję, ale muszą brać pod uwagę, że wiele banków już stoi na granicy wypłacalności.

Następnie wszystkie najbardziej liczące się banki, którym nie uda się zebrać wystarczających środków na prywatnym rynku, będą mogły skorzystać z pomocy funduszu. Zasilenie finansowe zostanie udzielone w postaci akcji uprzywilejowanych zamiennych o wysokiej stopie dywidendy. Jeśli bank skorzysta z unijnej pomocy, zostanie wymieniony cały zarząd. Program taki ma zachęcać do poszukiwania dodatkowego kapitału nie ze środków rządowych, ale prywatnych.

Ostatnim warunkiem dla sprawnego funkcjonowania systemu wsparcia banków jest współpraca z rządami. Aby dana instytucja mogła otrzymać dodatkowy kapitał, państwo, z którego pochodzi, musi przedstawić plan rozwoju gospodarczego. Strategia ta musi obejmować m.in. deregulację rynku pracy, dóbr i usług. Warunek ten jest z pewnością najtrudniejszy to spełnienia, ale rozwiązania zakładające jedynie restrukturyzację długów czy dewaluację nie promują wzrostu gospodarczego.

Co się stanie, jeśli np. Włochy nie zgodzą się na przyjęcie pro-wzrostowych rozwiązań? W takim przypadku włoskie banki nie otrzymają wsparcia z funduszu stabilizacyjnego, zaczną bankrutować i Włochy pogrążą się w recesji. Dla innych krajów oznaczałoby to z kolei mniejsze koszty ratowania pozostałych banków.

Taki plan oczywiście nie zyska sympatyków w Niemczech i innych bogatszych krajach, które byłyby największymi płatnikami. Jednak jego mocną stroną, w przeciwieństwie do dotychczas proponowanych strategii, jest ochrona podatników. W razie problemów, fundusz stabilizacyjny przejmie banki w państwach, które same nie umiały znaleźć efektywnego rozwiązania. Aktywa te będą wartościowe, ponieważ kraje te, dzięki przyjętym strategiom wymaganym przez fundusz, będą w perspektywie wzrostu gospodarczego.

Francesco Giavazzi jest profesorem ekonomii na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie. Anil K Kashyap jest profesorem ekonomii i finansów na University of Chicago Booth School of Business.