Kolej, stocznie i zielone technologie to w Niemczech sektory żyjące na garnuszku państwa.
Notoryczne spóźnienia pociągów, chaos w zimowych miesiącach i wysiadająca klimatyzacja podczas upałów. Niemiecka kolej (Deutsche Bahn) już dawno – przynajmniej dla Niemców – przestała być synonimem solidności i punktualności. I wbrew pozorom nie jest to jej największy problem. Zdaniem ekspertów DB w sprawozdaniach rocznych może wykazywać zyski tylko dzięki gigantycznym corocznym dotacjom państwa.
Oficjalne sprawozdanie finansowe DB za rok 2010 wygląda zachęcająco. Zwłaszcza pozycja „zysk” – 1,8 miliarda euro. – Byłby to znakomity wynik, gdyby nie był w rzeczywistości manipulacją – mówił w jednej z rozmów Bernhard Knierim, ekspert stowarzyszenia Bahn fuer Alle (Kolej dla Wszystkich). – Ponad 70 proc. zysku Deutsche Bahn generują spółki córki DB Regio (transport regionalny) i DB Netz (infrastruktura). Szkopuł tkwi w tym, że większość dochodów tych firm pochodzi ze środków państwowych – dodał. W sumie obie spółki w 2010 r dostały 7,7 mld euro z budżetu. Jeśli weźmie się pod uwagę tylko te dotacje, zysk 1,87 mld euro zamieni się w 6 mld euro strat – dodaje.
– DB mocno angażuje się na rynkach zagranicznych: m.in. w Rosji, Chinach i nad Zatoką Perską. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby robiła to za rzeczywiste zyski – mówił nam Winfried Wolf, niemiecki politolog, autor książki „Krytyczna historia transportu”. – Tymczasem to budżet państwowy sponsoruje tę aktywność – podsumował.
Reklama
Kolej nie jest jedyną branżą w Niemczech, która utrzymuje się dzięki ukrytym dotacjom państwa. W dużo większym stopniu jest od nich uzależniony przemysł stoczniowy, choć oficjalnie nie dostaje on subwencji.
W Niemczech jest 68 stoczni, w których pracuje ponad 20 tys. osób. W 2010 r. obroty zakładów produkujących statki wyniosły około 5,5 mld euro (czyli o połowę mniej niż w 2007 r., tuż przed początkiem kryzysu). Skalę wsparcia dla zagrożonej branży ciężko jest dokładnie oszacować. Jest ona jednak większa niż tylko pomoc płynąca z niemieckich pakietów na rzecz poprawy koniunktury, ponieważ niektóre programy są obsługiwane przez instytucje państwowe, które nie podlegają bezpośrednio rządowi federalnemu (kredyty i gwarancje kredytowe z banku KfW i jego spółki córki KfW IPEX-Bank oraz gwarancje kredytów Hermesa). Dodatkowo z powodu restrykcyjnych unijnych przepisów dotyczących pomocy publicznej dla przedsiębiorstw, pomoc dla stoczni płynie do nich w ramach programów na innowacyjność, poprawę konkurencyjności i efektywności energetycznej. W sumie do stoczni od 2008 roku trafiło około 18 mld państwowych euro.
Dotacji dla innej branży, która bez nich by nie przetrwała, RFN nie musi ukrywać. Zielone technologie to jeden z priorytetów niemieckiej polityki energetycznej, który słono kosztuje tamtejszego podatnika. W ciągu ostatniej dekady na dotacje do energii słonecznej Niemcy wydali około 80 mld euro. Suma robi tym większe wrażenie, że prąd uzyskiwany z energii słonecznej to zaledwie 1,1 proc. bilansu energetycznego RFN.
To jednak i tak niewiele w porównaniu z nakładami, jakie Niemcy poniosą na budowę farm wiatrowych przewidzianych w rządowej strategii energetycznej do 2030 r. Według ekspertów ich koszt (razem z wydatkami na specjalną infrastrukturę przesyłową) może wynieść nawet 500 mld euro.
7 mld euro na taką sumę opiewa roczna dotacja rządu niemieckiego dla niemieckich kolei DB
18 mld euro taka suma od 2008 r. trafiła do niemieckich stoczni z budżetu państwa
80 mld euro tyle w ciągu ostatniej dekady rząd wydał na wspieranie energetyki słonecznej