John Bigos obawia się igrzysk olimpijskich. Tak jak inni przedsiębiorcy w mieście, dyrektor wykonawczy firmy turystycznej London Duck Tours, której statki wycieczkowe można zobaczyć na Tamizie, martwi się organizacją pracy przed imprezą i w trakcie jej trwania. Przedsiębiorstwu groziło nawet zamknięcie na okres letni. Wprowadzenie specjalnych pasów ruchu na większych londyńskich ulicach do sprawnego przemieszczania się 55 tys. sportowców oraz organizatorów, dziennikarzy i VIP-ów miało odciąć dostęp do rzeki na sześć tygodni. Firma i władze miasta zawarły kompromis, zgodnie z którym statki wycieczkowe będą mogły cumować przez cały czas igrzysk, z wyjątkiem 9 dni. Ta przerwa będzie kosztowała Johna Bigosa 175 tys. funtów. Nic dziwnego, że ma wątpliwości co do zalet organizacji tej imprezy w Londynie. – Igrzyska olimpijskie nie będą miały dla nas żadnego znaczenia poza powodowaniem poważnych problemów logistycznych – mówi Bigos. – Nie sądzę, by branża turystyczna cokolwiek dzięki nim zyskała.
Wielka Brytania przygotowuje się zarówno do największego sportowego wydarzenia na świecie, jak i do obchodów diamentowej rocznicy panowania królowej Elżbiety II, więc można by się spodziewać wybuchu optymizmu w całym narodzie. Jest inaczej. Większość Brytyjczyków zadaje sobie pytanie: czy gra jest warta świeczki? Czy koszty i utrudnienia towarzyszące imprezie okażą się drobnymi niedogodnościami, które warto znieść dla długoterminowych korzyści gospodarczych? I czy Londynowi uda się spełnić obietnicę zorganizowania zrównoważonych i oszczędnych igrzysk, dających szansę na długoterminowy rozwój?
Po siedmiu latach kreślenia i zmian planów wielkich projektów infrastrukturalnych, operacji gwarantowania bezpieczeństwa i wielomiliardowych budżetów, to pytanie nurtuje również organizatorów. Igrzyska już pochłonęły 9,3 mld funtów publicznych środków. 46 tys. pracowników budowlanych tworzyło jeden z najnowocześniejszych parków urbanistycznych w Europie. W porównaniu z gospodarzami wcześniejszych igrzysk Londyn uniknął przynajmniej gwałtownego wzrostu budżetów i opóźnień na budowach.
Reklama
Brytyjczycy przeważnie zaakceptowali skalę związanych z uroczystością wydatków, wątpliwości budzą ekonomiczne korzyści, na jakie można liczyć w związku z organizacją imprezy. Londyńczycy martwią się też tym, czy święto sportu utrudni im codzienne funkcjonowanie. Niedawne badanie opinii społecznej wykazało, iż tylko 13 proc. respondentów uważa, że igrzyska olimpijskie polepszą ich życie, i tylko jedna trzecia sądzi, że przedsięwzięcie jest warte poniesionych wydatków.
Rzadko kiedy przed igrzyskami olimpijskimi zdarzał się tak niefortunny spadek gospodarczy. Ostatnio w 1948 r. – sportowcy przywozili własne jedzenie i mieszkali w namiotach wojskowych i akademikach. Kto był gospodarzem? Londyn. Premier David Cameron na pewno chciałby uniknąć oskarżeń o skąpstwo i dlatego nakazał podwojenie budżetu ceremonii otwarcia, która będzie kosztowała 81 mln funtów. Nie zważając przy tym na niezadowolenie tych, którzy uważają podobną ekstrawagancję za niestosowną w czasach, kiedy tysiące ludzi tracą pracę, a państwo ogranicza świadczenia.
Minister kultury Jeremy Hunt szczegółowo opisuje potencjalne korzyści, jakie igrzyska przyniosą brytyjskiej gospodarce. Twierdzi, że impreza pozwoli państwu pozbyć się opinii budowniczego wielkich obiektów z opóźnieniami i zawyżonym budżetem, jak to było ze stadionem piłkarskim w Wembley. Daje też „wielki keynesowski impuls dla gospodarki” dzięki 9,3 mld funtów wydanych na infrastrukturę. – To wielkie szczęście, że organizujemy igrzyska właśnie teraz – mówi Hunt.
Przez ostatnie ćwierć wieku miasta gospodarze nie miały większych problemów z mobilizacją dla momentu chwały. Seul, Barcelona, Sydney i Pekin odsuwały na bok obawy, uważając imprezę za trampolinę, która pozwoli zaistnieć ich miastom i krajom. W Londynie jest inaczej. Gilbert Felli, dyrektor wykonawczy MKOl, przyznaje, że organizacja igrzysk w europejskim centrum przemysłowym i finansowym niesie pewne trudności, zwłaszcza dla pracujących mieszkańców.
Władze miejskie od kilku miesięcy ostrzegają londyńskie przedsiębiorstwa i każą przygotować się do tego, że w ciągu olimpijskich dni ich pracownicy będą mieli trudności z dojazdem, z powodu przepełnienia kluczowych stacji metra i wydzielenia specjalnych pasów ruchu. Problemy z poruszaniem się po mieście zaostrzy kordon bezpieczeństwa, który będzie kosztował miliard funtów i wymagał udziału ponad 13 tys. wojskowych.
Rządowa agencja turystyczna Visit Britain oczekuje, że bez kampanii reklamowej wartej 40 mln funtów liczba turystów odwiedzających Wielką Brytanię w tym roku spadnie z powodu wzrostu cen i utrudnień towarzyszących imprezie. Szef Visit Britain Christopher Rodrigues przyznaje, że nie można ignorować tzw. efektu wyparcia w miastach gospodarzach, który powoduje, że potencjalni turyści rezygnują z podróży do kraju. – Niektórzy postrzegają igrzyska jako zakłócenie codziennego porządku. Ale to potrwa tylko 15 lub 16 dni. Nie sądzę, żeby utrudnienia były aż tak wielkie – mówi Gilbert Felli. Warto je znieść, jeśli można się spodziewać korzyści ekonomicznych. Rząd będzie miał obraz sytuacji dzięki badaniu prowadzonemu przez firmę Grant Thornton, które zakończy się latem 2013 r. Ale trzeba co najmniej dekady, żeby ocenić, czy długoterminowy wzrost liczby turystów lub obiecane odrodzenie wschodniego Londynu faktycznie nastąpią.
Bridget Rosewell, główny doradca ekonomiczny władz Wielkiego Londynu, przyznaje, że istnieje ryzyko utraty wydajności w roku olimpijskim. Jest jednak zdania, że Wielka Brytania odniesie korzyści z dwóch powodów: optymizmu społecznego oraz zapoczątkowania stałego dopływu nowych inwestycji we wschodnim Londynie, głównie w Stratfordzie – byłej strefie przemysłowej, gdzie będzie znajdować się Park Olimpijski. – Otwarcie Stratfordu tworzy miejsca pracy i daje początek aktywności gospodarczej – mówi Rosewell, przytaczając przykład niedawno otwartego kompleksu handlowego Westfield, który odniósł sukces mimo problemów handlu detalicznego.
Ale Stefan Szymanski z Uniwersytetu w Michigan zastanawia się nad długoterminową opłacalnością obiektów, takich jak Stadion Olimpijski, którego budowa kosztowała około 500 mln funtów, czy centrum medialnego, które rząd widzi jako futurystyczne technomiasteczko. – Z tego powstanie po prostu duży park – uważa Szymanski, jeden z pracujących nad badaniem Grant Thornton. – Czy to spowoduje odrodzenie biznesu i przemysłu we wschodniej części metropolii? Rząd usiłuje przekonać Google i Microsoft do przeniesienia tam swoich biur. Ale w najlepszym przypadku to przenoszenie biznesu z jednego miejsca w Londynie do innego.
Igrzyska już pochłonęły 9,3 mld funtów publicznych środków. Sama uroczystość otwarcia ma kosztować 81 mln
Doświadczenia stolicy Wielkiej Brytanii będą lekcją dla przyszłych miast gospodarzy. Tokio, Rzym i Madryt ubiegają się o organizację igrzysk w 2020 r. – choć są wątpliwości, czy problemy ekonomiczne nie zmuszą ich do zrezygnowania z przedsięwzięcia. Rywalizują z miastami z krajów wschodzących – Stambułem, Baku i Ad-Dauhą
ikona lupy />
LONDYN 2012 / DGP