To ma być początek ekspansji – designerka wspólnie z Adamem Skrzypkiem, prezesem spółki Esotiq & Henderson i właścicielem 150 sklepów odzieżowych, chce zbudować koncern modowy podobny do tego, jaki w latach 90. stworzył znany kreator Louis Vuitton. Dziś trudno przewidzieć, czy ten plan się powiedzie. Wiadomo jednak, że dzięki przejęciu przez Esotiq & Henderson 51 proc. udziałów w firmie Ewy Minge, Skrzypek dostanie brend znany nie tylko w Polsce, lecz także na świecie, natomiast Minge – ok. 25 mln zł na nowe projekty i budowę własnego ekskluzywnego domu mody.

Za 3 tys. zł, czyli tanio

Ubrania, które za tydzień pojawią się w Esotiq, mają być znacznie tańsze niż te, które do tej pory sygnowała swoim nazwiskiem. Droższe i unikatowe kolekcje projektantka zamierza sprzedawać w swoich firmowych sklepach. Docelowo ma ich być w Polsce 15, czyli tyle samo, ile nowych sklepów z wyposażeniem wnętrz działających pod szyldem Eva Minge Home. Pierwsze ruszają we Wrocławiu i w Zielonej Górze na przełomie marca i kwietnia.
Reklama
Budowa silnej pozycji w Polsce to tylko jeden z celów fuzji Minge i Esotiq. Biznesowa para chce też zdobyć światowe rynki. Obecnie ubrania z metką projektantki można kupić w kilkudziesięciu butikach na całym świecie. Wiszą obok sukien Versace, Diora czy Dolce & Gabbana. I kosztują niewiele mniej: te najbardziej unikatowe można kupić za równowartość kilkunastu tysięcy złotych, tańsze kosztują ok. 2 – 3 tys. zł. Nieźle się sprzedają, ale ambicją Minge i Skrzypka jest budowa własnej sieci sklepów, w których będą sprzedawane obie marki, czyli Esotiq i Minge.
Do firmy już zgłosiła się grupa rosyjskich biznesmenów, którzy chcą otworzyć w Moskwie pierwszy dom mody Eva Minge Design. Z kolei słynna galeria Lafayette na wiosnę wprowadza do sprzedaży kolekcję, którą Minge zaprojektowała dla Esotiqa na ostatni Fashion Week w Nowym Jorku.
Na ten pokaz do nowojorskiego hotelu Hudson we wrześniu ubiegłego roku przyszły tłumy. Minge zaprezentowała na nim nie tylko suknie wieczorowe i koktajlowe, lecz także ubrania na weekend, do biura, stroje plażowe i bieliznę. Impreza, jak zauważyły największe tytuły modowe, zakończyła się sukcesem.

Kolejka przed garażem

Projektantka zaczynała przygodę z biznesem w trudnych latach 90. Zatrudniła pod Zieloną Górą kilka szwaczek i w garażu rodziców zaczęła szyć płaszcze i żakiety według własnego pomysłu. – Na pewno te pierwsze modele były toporne, ale podobały się, bo były kolorowe i znacznie bardziej fantazyjne niż te szyte przez państwowe firmy – mówi Minge.
Postawienie na oryginalną formę okazało się dobrym posunięciem biznesowym – już po pierwszej partii pod drzwiami garażu ustawiały się kolejki, a Minge musiała zatrudnić dodatkowych pracowników, żeby zwiększyć produkcję. Dziś w jej firmie pod Zieloną Górą pracuje ok. 100 osób; z roku na rok zwiększa zyski. Jednak mimo biznesowych sukcesów Minge długo nie mogła się rozstać z etykietką „królowej kiczu”, a media chętnie rozpisywały się o jej braku gustu, operacjach plastycznych czy gafach towarzyskich.
Jednak nawet jej przeciwnicy przyznają, że przez ostanie lata projektantka przeszła metamorfozę. Minge pieniądze ze sprzedaży ubrań inwestowała w nowe maszyny, lepsze materiały, a przede wszystkim we własną edukację. Jeździła po świecie, śledziła nowinki w modzie. W jednym z wywiadów przyznała, że przyszedł taki moment, iż pokazanie czarnej marynarki i białej koszuli na wybiegu stało się dla niej ciekawsze od prezentacji ozdobionej kryształami wieczorowej sukni. Tę zmianę widać w jej ostatnich kolekcjach: są to zwykle ubrania w kolorach białym, czarnym, kremowym, beżach i delikatnych brązach.

Krótszy rękaw

Źródłem sukcesu projektantki jest też umiejętność dostosowania się do potrzeb rynku. – Gdy handlowcy mówią, że trzeba skrócić rękaw albo dać inne guziki, nie obrażam się, tylko robię to – mówi. Dlatego np. do Izraela szyje specjalne wersje sukienek i kostiumów: takie, żeby miały zakryte kolano, a dekolt nie odsłaniał kości obojczykowych.
Podobne zasady Minge wyznaje przy designie. Ostatnio jej pasją stało się projektowanie wnętrz, mebli, tkanin i różnego rodzaju artykułów dekoracyjnych. Z reguły opracowuje je z fachowcami: architektami, producentami tekstyliów czy inżynierami konstruktorami. Koncepcję i wstępną wizję tworzy jednak sama.
Teraz Minge chce współpracować też z innymi polskimi designerami. Zarówno tymi od ubrań, jak i od biżuterii, butów oraz mebli. Minge ma nadzieję, że uda jej skupić pod swoim szyldem najsłynniejsze polskie marki modowe.