Przemawiając na początku tego tygodnia po raz ostatni na forum Narodowego Kongresu Ludowego, Wen ostrzegł, że wszystkie postępy, jakie poczyniła chińska gospodarka, mogą zostać zniszczone przez zawirowania polityczne. Zasugerował, że jeżeli Chiny obiorą złą ścieżkę rozwoju, „taka historyczna tragedia jak rewolucja kulturalna może wydarzyć się ponownie”.
Pod pewnymi względami ostrzeżenie Wena należy traktować z pewną dozą sceptycyzmu. Rewolucja kulturalna miała miejsce w latach 1966 – 1976 w Chinach, które były zdecydowanie biedniejszym i bardziej izolowanym krajem niż dzisiaj. Niemożliwością byłoby wprowadzenie wiernej kopii maoistowskiego terroru w dzisiejszym państwie, które jest dużo bogatsze i bardziej rozwinięte.
Tym niemniej Wen ma rację, że Chiny znajdują się na niebezpiecznym politycznym rozdrożu. On sam, w ramach zmiany przywództwa, które odbywa się w czasach ekonomicznego i politycznego rozchwiania, odejdzie w tym roku ze stanowiska. Nowe kierownictwo może poprowadzić Chiny w nowym kierunku – lepszym albo dużo gorszym.
Od kilku lat Wen opowiadał się za reformami politycznymi w Chinach. Apelował o wzmocnienie rządów prawa i nie wahał się mówić o demokracji. Jednak niektórzy chińscy liberałowie traktują obecnie jego wystąpienia sceptycznie, wskazując, że za słowami rzadko szły czyny.
Reklama
Ale w ostatnich wystąpieniach Wen wyraźnie obrał sobie za cel konkurencyjną szkołę polityczną pod wodzą Bo Xilai, ambitnego lidera partii komunistycznej z Chongquing. Bo jest kojarzony z populistycznym stylem przywództwa – niestroniącym od czerwonej propagandy, nawiązującym do rewolucji kulturalnej. Jego interpretacja rządów prawa zasadza się na brutalnej rozprawie ze „zorganizowaną przestępczością” i wykorzystywaniu ustaw jako broni w politycznych i biznesowych rozgrywkach.
Wen ma rację, ostrzegając, że zwycięstwo stylu polityki uprawianego przez Bo Xilai popchnęłoby Chiny w kierunku dokładnie odwrotnym od pożądanego – dalej od bardziej otwartego, opartego na rządach prawa społeczeństwa, a bardziej w kierunku rozbuchanego populizmu. Nowej rewolucji kulturalnej pewnie nie będzie. Ten trend może jednak zagrozić wielu ekonomicznym i społecznym wolnościom, które Chiny już sobie wywalczyły – i pogrzebać nadzieje na dalszy postęp.