W piątek szef Narodowego Banku Polskiego, prof. Marek Belka przyznał, iż politycy nie powinni decydować się na rozwodnienie reformy emerytalnej, gdyż to może zaszkodzić wizerunkowi Polski wśród zagranicznych inwestorów. Dzień wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się jego zastępca, Witold Koziński. Chociaż jak zaznaczył osłabienie złotego w wyniku fiaska porozumienia w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego może być chwilowe – z czym akurat do końca bym się nie zgadzał. Wypowiedzi obu decydentów pokazują jednak wyraźnie rangę obecnego konfliktu politycznego – bez koniecznych reform strukturalnych jakiekolwiek zabiegi podejmowane przez resort kierowany przez Jacka Rostowskiego na dłuższą metę nie będą trwałe. Z tego dobrze zdają sobie sprawę analitycy w agencjach ratingowych i długoterminowi inwestorzy. W przyszłym tygodniu Donald Tusk będzie ponownie rozmawiał z Waldemarem Pawlakiem – obaj grają własnymi kartami i są wytrawnymi politykami. PSL ma wiele do stracenia, Platforma też – jej politycy podejmując walkę o przejęcie części elektoratu Ruchu Palikota niechętnemu kościelnym strukturom, chyba nie liczyli się z tym, że tak szybko może dojść do politycznych przetasowań. Jakiś kompromis zostanie zawarty, a reforma rozmiękczona – pytanie tylko w jakim stopniu. Plus – to można w każdej chwili naprawić znajdując ku temu stosowną większość w parlamencie (chociaż o tą będzie na razie bardzo trudno, gdyż społeczeństwo jest bardzo niechętne zmianom w emeryturach). Minus – równie dobrze można sobie wyobrazić, iż za trzy lata, to jest w 2015 r., nowy rząd zmieni wszystkie wcześniejsze ustalenia. Wniosek, warto by tak kluczowe zmiany bardziej zabezpieczyć.

Wpływ polityków na złotego może być jednak w przyszłym tygodniu ograniczony. Podobnie jak w ostatnich dniach ważniejsze mogą okazać się publikacje makroekonomiczne. Ostatni, słabszy odczyt indeksów PMI w Chinach i Europie pokazał, że dobry nastrój będący po części wynikiem gigantycznych przetargów LTRO w wydaniu Europejskiego Banku Centralnego, może szybko się skończyć. O problemie drogiej ropy nie da się tak łatwo zapomnieć, zwłaszcza, że jej ceny mogą jeszcze pójść w górę. Wprawdzie ostatnie sankcje ekonomiczne zaczynają pomału przynosić wymierne korzyści – według nieoficjalnych informacji Iran eksportował dziennie w marcu o 300 tys. baryłek surowca mniej, niż wcześniej – to jednak rozwiązanie militarne w regionie Bliskiego Wschodu wciąż jest możliwe. A najbliższe dni będą dość ciekawe – poznamy szereg danych makroekonomicznych, które dokładniej naświetlą rzeczywiste przełożenie drogiej ropy na gospodarkę. Już w najbliższy poniedziałek poznamy marcowy odczyt indeksu IFO w Niemczech – czy rzeczywiście potwierdzi on wcześniejszy optymizm płynący ze wskaźnika ZEW, czy też bardziej pesymizm płynący z indeksów PMI? We wtorek okaże się, czy obawy Demokratów, iż amerykańscy konsumenci zaczynają krzywo patrzeć na drożejące ceny ropy mają uzasadnienie – poznamy marcowy odczyt indeksu zaufania konsumentów Conference Board. W środę warto będzie zwrócić uwagę na odczyty zamówień na dobra trwałego użytku w USA. Wprawdzie to dane za luty, ale dane za styczeń zaskoczyły pesymistycznie. Niemniej ważniejszy będzie czwartek, kiedy to poznamy wyliczenia ekspertów Komisji Europejskiej dotyczące marcowych indeksów koniunktury – czy rzeczywiście będą dobre? Wiele informacji czekać nas będzie też w końcu tygodnia – w piątek marcowe odczyty indeksów Chicago PMI i nastrojów konsumenckich Uniwersytetu Michigan, w sobotę koniec dwudniowego szczytu ministrów finansów Unii Europejskiej, który może pokazać niewielkie możliwości w kwestii realnego zwiększenia mocy europejskich funduszy ratunkowych. Wreszcie w niedzielę Chińczycy podadzą własne wyliczenia odnośnie indeksu PMI dla przemysłu, który w ostatni czwartek negatywnie zaskoczył inwestorów. Układ danych sugeruje, zatem pesymistyczny scenariusz. Euro powyżej 4,20 zł? To jest możliwe.