W przeciwieństwie do gwałtownego odbicia po recesji podczas pierwszej kadencji Reagana dzisiejsze odrodzenie wciąż jest zbyt mizerne, by większość Amerykanów je odczuła. Przy braku spektakularnego odbicia Obamie trudno będzie odpowiedzieć na pytanie, które Reagan zadawał wyborcom w 1980 r., kiedy pokonał Jimmy’ego Cartera: „Czy żyje wam się lepiej niż cztery lata temu?”. Carter nie miał na to dobrej odpowiedzi, Obama wciąż jej szuka.
Racjonalnych wytłumaczeń nie brakuje. Obama odziedziczył po poprzedniku najgorszy kryzys finansowy, jaki ludzie pamiętają, Kongres odrzucił kolejny pakiet stymulacyjny, a jeżeli ty, wyborco, czujesz się źle, to popatrz na Europę. Te argumenty nie skłonią jednak ludzi, by zagłosowali na obecnego prezydenta.
Obama nie znalazł też chwytliwego motywu przewodniego dla swojej kampanii. W ubiegłym roku wybrał hasło „Wygrajmy przyszłość”, które szybko zniknęło. W ostatnim orędziu o stanie państwa rzucił „Zbudujmy Amerykę, która przetrwa”. To wciąż nie to. Ale jest jeszcze czas, by coś zrobić. Do wyborów zostały ponad cztery miesiące. Obama dysponuje dużo większym arsenałem niż Mitt Romney. Jego sztab na pewno ma też wiele haków na byłego gubernatora Massachusetts. Wszystko to jednak na nic, jeżeli za kampanią nie będą stały wyniki gospodarcze.
Reklama
A tu także sprawy idą w złym kierunku. W sondażu przeprowadzonym w ubiegłym tygodniu przez NYT i CBS większość wyborców wolała Obamę niż Romneya w każdej kategorii poza jedną – gospodarka. Większość wyborców zgadza się z Obamą. Większość popiera „podatek Buffetta”. Nie wierzą jednak, że dzięki Obamie ich los się poprawi.
Sztab Obamy nie powinien też lekceważyć Romneya. Choć kandydat Republikanów łatwo zmienia zdanie i nie jest przesadnie przywiązany do zasad, jawi się jako człowiek inteligentny i kompetentny. Były bezlitosny kapitalista może przekuć swoją przeszłość w atut. Amerykanie uwielbiają nienawidzić Waszyngtonu. Dlaczego nie wysłać tam specjalisty od restrukturyzacji? Nikt z wewnątrz tego nie dokona.
Najnowsza historia zdaje się potwierdzać obawy Obamy. Kiedy gospodarka kwitnie, urzędujący prezydent zazwyczaj wygrywa, tak jak Reagan w roku 1984 i Bill Clinton w 1996. Jeżeli sprawy idą źle, zazwyczaj przegrywa, tak jak Carter w 1980 r. Kiedy jednak sytuacja jest nierozstrzygnięta, wyborcy mogą pójść w dowolną stronę.