Na łamach nowojorskiego dziennika "City Journal" Sorman, słynący z neoliberalnych poglądów polemizuje z opiniami, wedle których wybór kandydata socjalistów na prezydenta Francji źle wróży francuskiej gospodarce, a nawet strefie euro.

Owszem, po wyborach "nowy prezydent stanie w obliczu mniej tolerancyjnego 'elektoratu': rynków finansowych, które zdecydują, czy może on uratować Francję od powtórki greckiego scenariusza" - pisze Sorman.

Francuski filozof i publicysta przypomina jednak, że od mniej więcej 30 lat "żaden szef państwa - od Hiszpanii, przez USA, po Japonię nie wypracował skutecznej polityki równoważenia budżetu (...). Zatem wszystkie zachodnie gospodarki stoją na skraju przepaści ze względu na dług publiczny i jest to wspólna choroba, zrodzona z 30 lat rozrzutności".

Sorman zwraca też uwagę, że różnice w programach gospodarczych obydwu kandydatów we francuskich wyborach były "wbrew powszechnym opiniom" niewielkie. Zaś sam Hollande nie przypomina poglądami tradycyjnych socjalistów z ery prezydenta Francois Mitteranda. Bliższe są mu takie formacje jak nowa, liberalna wersja brytyjskiej Partii Pracy i nie ma on nic wspólnego z "przedpotopową marksistowską tradycją".

Reklama

Przede wszystkim "zrywając kompletnie ze starym stylem myślenia francuskich socjalistów", Hollande obiecał ograniczyć wydatki publiczne i zrównoważyć budżet państwa - podkreśla Sorman.

Właściwie jedyny sposób, w jaki nowy prezydent chce ograniczyć forsowaną przez Berlin politykę drastycznych oszczędności, to równoważenie jej poprzez dodanie do paktu fiskalnego klauzuli na temat konieczności wspierania wzrostu europejskich gospodarek.

Warunkiem wstępnym do wyjścia z kryzysu jest jednak przyjęcie promowanej przez Niemcy polityki oszczędności - kończy swój wywód Sorman i dodaje: "We Francji, przez osobliwą ironię historii, może to przypaść prezydentowi, który formalnie jest socjalistą".