Inaczej nie da się spełnić wymagań kapitałowych przewidzianych w Bazylei 3, a co za tym idzie, odbudować reputacji instytucji finansowych.

Tymczasem obecnie w wielu krajach europejskich od Hiszpanii po Danię mamy do czynienia z mającą ustabilizować sektor bankowy konsolidacją. Innymi słowy największe banki stają się jeszcze większe.

Logika takiego postępowania opiera się na tezie, że większe banki są w stanie zaabsorbować mniejsze, w rezultacie wzmacniając swoje bilanse i ułatwiając sobie dostęp do międzynarodowych rynków akcji i długu.

Z takim rozumowaniem się nie zgadzam. Uważam, że banki w Europie już teraz są zbyt duże. Niektóre z nich oprócz tego, że są „zbyt duże, by upaść”, są nawet „zbyt duże, by móc je kontrolować”, albo nawet „zbyt duże, by nimi zarządzać”. Dwanaście największych banków europejskich od roku 1990 zwiększyło swoje aktywa o grubo ponad 1000 proc., do obecnego poziomu 17 263 mld euro, co przekłada się na CAGR rzędu 12,8 proc. Skalę zjawiska najlepiej widać w perspektywie – w 2011 PKB całej Unii wyniósł 12 629 mld euro.

Reklama

Moja główna teza robocza zakłada scenariusz, w którym za tak wysoki poziom skomplikowania trzeba będzie zapłacić. W efekcie banki ograniczą działalność tradingową i wyprzedadzą aktywa non-core, aby dostosować bilanse do nowych wymogów kapitałowych. Po tym, jak kilka dni temu JP Morgan ogłosił dużą stratę na inwestycjach, okazuje się, że już sam rozmiar banku może stanowić czynnik negatywny – ani inwestorzy, ani regulatorzy nie wiedzą zbyt wiele na temat „czarnych skrzynek” znajdujących się w wielu instytucjach. Coraz wyraźniejsze stają się głosy mówiące o tym, że gra w europejskim sektorze bankowym toczy się o coraz wyższe stawki. Z jednej strony bilanse banków utrzymują się na stałym poziomie, z drugiej zaś ryzyko makroekonomiczne po raz kolejny znacznie wzrosło.

Instytucje finansowe zawsze będą wyeksponowane na wydarzenia związane ze zbyt ryzykownymi działaniami swoich traderów, jak miało to miejsce w przypadku UBS, Societe Generale, czy też nieefektywnymi procedurami zarządzania ryzykiem. Stąd moja teza, że ciągły wzrost wartości aktywów stanowi bardzo poważne ryzyko, szczególnie w świetle malejących marż odsetkowych i szerokiego dostępu do taniego pieniądza. W tej sytuacji, aby utrzymać zyski na dotychczasowym poziomie, potrzebne jest więcej rentownych aktywów. Inwestujący w akcje banków już teraz zaczynają dyskontować wyższe ryzyko związane z zyskami instytucji finansowych. Czy czeka nas zasadnicze przetasowanie w sektorze bankowym?

Zagregowany, ważony kurs akcji 12 największych banków europejskich znajduje się na poziomie najniższym od początku roku 2008, czyli nie wiele wyżej, niż w połowie lat 90-tych. W najbliższym czasie raczej nie mamy co liczyć na jakąś pozytywną niespodziankę, a biorąc pod uwagę szerzącą się w Europie recesję, czas nie gra na korzyść europejskich banków.