"Debata będzie kontynuowana, by przewidzieć w przyszłości - data jest jeszcze nie ustalona - możliwość wprowadzenie euroobligacji. Ale to nie jest jeszcze zdecydowane" - powiedziała w czwartek rzeczniczka Komisji Europejskiej Pia Ahrenkilde-Hansen, pytana o rezultaty środowego spotkania przywódców państw UE w Brukseli.

Na zakończenie nieformalnego szczytu, w nocy ze środy na czwartek, przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy przyznał, że pomysł euroobligacji był wskazywany przez członków spotkania w kontekście "długoterminowego projektu, jakim jest pogłębienie fiskalnej i gospodarczej integracji" strefy euro. Dodał, że należy zbadać prawne możliwości wdrożenia projektu euroobligacji.

Van Rompuy zapowiedział, że do szczytu UE w czerwcu przygotuje w ścisłej współpracy z szefem KE, przewodniczącym eurogrupy i prezesem Europejskiego Banku Centralnego raport na temat metod pracy nad wzmacnianiem unii gospodarczej.

Źródła unijne powiedziały PAP w czwartek, że chodzi o "przygotowanie prawnego gruntu" na wypadek, gdyby otworzyła się polityczna możliwość wprowadzenia jakiejś formy euroobligacji. Najpewniej jednak byłaby to "ograniczona forma euroobligacji", czyli na przykład uwspólnotowienie części długu, jeśli przekroczy on pewien poziom. Tak, by - wyjaśniły źródła - uniknąć konieczności zmiany traktatu UE i - co ważniejsze - zmiany niemieckiej konstytucji. Kanclerz Angela Merkel, jak powiedziały źródła PAP, przypomniała złośliwie podczas szczytu, że w grudniu to premier W. Brytanii David Cameron nie zgodził się na zmianę wspólnotowego traktatu UE, mającą pogłębić integrację fiskalną strefy euro.

Reklama

Rzeczniczka KE przypomniała w czwartek, że w przedstawionej w listopadzie Zielonej Księdze w sprawie euroobligacji, KE zaprezentowała kilka wersji takich papierów dłużnych. "Pewne typy takich obligacji mogą nas doprowadzić do zmiany traktatu" - podkreśliła Ahrenkilde-Hansen. A to dlatego, że obecny Traktat z Lizbony zawiera tzw. klauzulę "no bail-out", mówiąca o tym, że żaden kraj nie może zostać zmuszony do łatania dziur budżetowych innego państwa.

Nowy prezydent Francji Francois Hollande powiedział na konferencji prasowej po środowym szczycie, że chce, by na czerwcowym szczycie UE rozpatrzono możliwość zmiany traktatu pod kątem euroobligacji, "jako kolejnego etapu integracji europejskiej". Przyznał, że ma inny pogląd w tej sprawie niż Merkel, dla której euroobligacje są odległą, "kulminacyjną" perspektywą integracji.

Oprócz kwestii euroobligacji czerwcowy raport ma też zająć się możliwością utworzenia na poziomie UE bardziej zintegrowanego nadzoru bankowego oraz europejskiego bankowego funduszu gwarancyjnego, na który składałyby się banki. Środki z tego funduszu byłyby przeznaczane na pomoc bankom, które znalazły się w kłopotach. Na takie rozwiązanie na poziomie UE nie zgadza się jak dotąd głównie Wielka Brytania.

Pomysł emisji euroobligacji oznacza w uproszczeniu, że kraje strefy euro, zamiast indywidualnie zadłużać się na rynkach, emitowałyby przynajmniej częściowo wspólne papiery dłużne. Dzięki temu kraje Północy, uważane za bezpieczne, jak Niemcy czy Finlandia, użyczyłyby swojej wiarygodności mniej bezpiecznym krajom Południa. Zwolennicy euroobligacji, do których od dwóch lat należy m.in. były premier Belgii, lider liberałów w Parlamencie Europejskim Guy Verhofstadt oraz szef eurogrupy Jean-Claude Juncker, mówią, że to jedyny sposób, by szybko wyjść z kryzysu zadłużenia eurolandu.

W Zielonej Księdze KE argumentowała, że "już sama zapowiedź" wprowadzenia euroobligacji poprawiłaby sytuację krajów nękanych wysokimi kosztami długów, bo kraje ponoszące teraz wysokie koszty obsługi zadłużenia mogłyby skorzystać z lepszej oceny wiarygodności kredytowej silniejszych gospodarek.

Euroobligacjom zdecydowanie przeciwne są Niemcy (wspierane przez Finlandię i Holandię), które cieszą się obecnie najwyższą oceną wiarygodności kredytowej i w związku z tym ponoszą najniższe koszty obsługi swego długu. Ale prezydent Hollande ma coraz więcej sojuszników. W sprawie euroobligacji popiera go premier Włoch Mario Monti i inne kraje Południa, a także premier Luksemburga Juncker i kanclerz Austrii Werner Faymann. Polska - jak mówił po szczycie premier Donald Tusk - nie jest ani za ani przeciw, ale zależy jej na tym, by strefa euro wyszła z kryzysu.

>>> Polecamy: Twarde "nein" dla euroobligacji, „wzrostczędności” na tapecie