W środku stało dwoje „doradców”, a przed stoiskiem dwie osoby z bardzo smutnymi minami, pewno klienci, którzy bali się, że nie odzyskają pieniędzy. Minęliśmy stoisko i poszliśmy na film w rodzaju zabili go i uciekł, bo na takie filmy chodzi się w wakacje. Dwie godziny i trzystu zabitych, później znowu przechodziliśmy koło stoiska Amber Gold. Coś mnie podkusiło, podszedłem i zapytałem się, czy przyjmują wpłaty. Twarz doradczyni, która była smutna jak wierzba z podwórka na Grochowie, gdzie się wychowałem, nagle stała się czerwona z wściekłości. Kobieta zacisnęła pięści na tipsach, rzuciła wzrokiem dwa pioruny i warknęła: „Czy sprawia panu przyjemność zadawanie takich irytujących pytań? Jakoś muszę zarobić na życie, co nie?”.
Jasne, że musi, prezes Amber Gold też musi jakoś zarobić. Ale moje pytanie było jak najbardziej zasadne, chciałem sprawdzić, czy Amber Gold wciąż przyjmuje wpłaty. Oczywiście w tej sytuacji tylko osoba chora psychicznie mogłaby podjąć taką decyzję, ale w sprawnie funkcjonującym kraju dalszych wpłat powinny już dawno zakazać odpowiednie służby. Po krótkiej wymianie zdań z nadętą jak balon meteorologiczny doradczynią w końcu uzyskałem odpowiedź, że wpłaty przyjmują w innym miejscu, a na tym stoisku tylko udzielają informacji o tym, jakie korzyści można odnieść, lokując pieniądze w Amber Gold.
Podróże kształcą, wiadomo. Ja zawsze podczas urlopu czytam lokalne gazety. Na przykład podczas pobytu w Katarze czytałem lokalny dziennik „Peninsula”, który opisywał szczegółowo starania władz Kataru, aby mądrze zainwestować przychody z gazu w rozwój gospodarki opartej na wiedzy. Teraz spędzam urlop nad Bałtykiem, niestety Chuck Norris nie przyjechał i jest zimno. Ale też czytam lokalne gazety, które ukazują się na środkowym Pomorzu. Na pierwszej stronie informacja na całą stronę o otwarciu kawiarni klubu koszykarskiego w tej samej galerii handlowej, w której byłem w kinie. Na drugiej stronie krzyczą dwa wielkie tytuły: „Ciałem znalezionym w wersalce zajmie się policja” i „Pijany kierowca potrącił kobietę”. Cóż, media w każdym kraju informują swoich obywateli o tym, co dla nich najważniejsze lub co ich najbardziej interesuje. Ciekawe są też działy lokalnych ogłoszeń. Tych o poszukiwaniu pracowników jest bardzo mało. Jest sporo ogłoszeń o przewozach osobowych „z domu pod dom” do Niemiec, Anglii, Belgii, Holandii i Luksemburga. Bogata jest również lista ogłoszeń towarzyskich. Jest „młoda niunia”, „nowa 30-latka”, „dyskretna debiutantka”, „amatorka starszych”, „dwie diablice” i „40-tka biust 6”. Dla mniej wymagających są też „kwadransiki po 50 złotych”. Jak widać, zdolności marketingowe w tej branży polegające na przekazaniu bogatej treści w minimalnej liczbie słów ciągle się rozwijają, chociaż jak na razie nikt nie przebił epokowego ogłoszenia w jednej z gazet sprzed lat: „Zdzicha, taniej już nie można”.
Podsumowując – na środkowym Pomorzu na rynku pracy widać już oznaki dekoniunktury, kanały przerzutowe na Zachód są zorganizowane i działają, a najstarszy zawód świata prosperuje i ma kompleksową ofertę. W ośrodku, w którym wypoczywamy, dominują małżeństwa (a może teraz trzeba politycznie poprawnie pisać – partnerstwa) w wieku trzydziestu kilku lat z małymi dziećmi. Niestety w większości z jednym, rzadko z dwoma, trójki nie widziałem. Trendy demograficzne wśród osób, które stać na pobyt nad Bałtykiem w ośrodku z basenem z podgrzewaną wodą, są jednoznacznie negatywne. Ponadto większość mężczyzn ma wyhodowane solidne brzuchy, mimo że są jeszcze w wieku, w którym za komuny mogliby zostać przyjęci do ZMS. Posiłki są w formie szwedzkiego stołu, widzę, jak wczasowicze pochłaniają olbrzymie ilości jedzenia, zgodnie z zasadą: zapłacone, to trzeba wykorzystać. Zresztą jedzenie jest bardzo dobre, więc im się specjalnie nie dziwię, tym bardziej że w jednym z badań jedzenie wyprzedziło spanie i seks w rankingu najprzyjemniejszych rzeczy w życiu mężczyzn.
Dekadę temu w takich ośrodkach spotykała się przede wszystkim warszawka. Teraz warszawka stanowi najwyżej 20 proc. numerów rejestracyjnych, pozostałe auta są z innych regionów. To potwierdza, że Polacy bogacą się w wielu dużych miastach w takim tempie, że ich stać na relatywnie drogie wczasy dla wyższej klasy średniej. Chyba mogę tak napisać, bo wśród zaparkowanych samochodów właśnie taka klasa dominuje. Polska odpoczywa, a tymczasem liderzy strefy euro – euromatoły – prowadzą Europę prosto w objęcia kryzysu, o czym świadczą ostatnie wypowiedzi prezesa EBC. Ale to temat na kolejny felieton.