Obserwatorzy z Zachodu nie uznali wyborów za demokratyczne.
Uczestniczyła w nich tylko część opozycji – głównie postkomuniści i ruch Mów Prawdę! poety Uładzimiera Niaklajeua. Dwie centroprawicowe partie wycofały kandydatów, gdyż władze nie uwolniły więźniów politycznych. Według oficjalnych danych frekwencja wyniosła 74 proc. Ale Białoruska Chrześcijańska Demokracja, której działacze liczyli głosujących w wybranych komisjach, szacuje, że w rzeczywistości nie przekroczyła 40 proc. Nie oznacza to, że można ogłosić sukces kampanii bojkotu. – Parlament odchodzącej kadencji przyjął z własnej inicjatywy tylko cztery projekty, reszta przyszła z rządu, KGB albo z administracji prezydenta. To imitacja parlamentaryzmu. I dlatego, a nie ze względu na akcję bojkotu, ludzie na te wybory nie chodzą – mówi DGP Uładź Łabkowicz z centrum obrony praw człowieka Wiosna.
W niedzielny wieczór wyborczy Mińsk był spokojny. Po raz pierwszy od lat nie doszło po zamknięciu urn do protestów.