Francois Hollande jest ostatnim przywódcą europejskim, który uważa, że jego kraj zdoła przełamać kryzys bez reform. Jest też głównym oponentem zmian - pisze w felietonie Jędrzej Bielecki.
Francuski prezydent zapowiedział, że użyje weta podczas nadchodzącego szczytu Unii Europejskiej dotyczącego budżetu Wspólnoty na lata 2014–2020, jeśli miałoby się okazać, że nominalne wydatki na Wspólną Politykę Rolną zostaną ograniczone.
Oficjalnie Paryż działa w dobrej wierze. Hollande tłumaczy, że bez subwencji rolnicy z regionów o trudnych warunkach geograficznych, jak choćby Masyw Centralny, nie utrzymają się na rynku, a wiele regionów Europy ukształtowanych przez wieki historii zamieni się w bezludne prerie jak na zachodzie Stanów Zjednoczonych. Tyle że rzeczywistość tego nie potwierdza.
Dziś w przeliczeniu na hektar polscy rolnicy otrzymują dwukrotnie mniejsze wsparcie niż ich francuscy koledzy. Nie mieli też przez wiele dziesiątek lat wysokich unijnych subwencji, za które mogliby zbudować wielkoobszarowe gospodarstwa oraz kupić nowoczesny sprzęt. A mimo to polski eksport rolno-spożywczy gwałtownie rośnie: w tym roku powinien przekroczyć 16 mld euro. Wniosek: to nie unijne subwencje, lecz restrukturyzacja, obniżenie kosztów oraz gotowość do dostosowania się do rynku są kluczem do sukcesu rolników. Tak samo jak każdego innego sektora gospodarki.
Reklama
W rzeczywistości za groźbą Hollande’a kryje się rachunek księgowy. Francja jest głównym beneficjentem transferów ze Wspólnej Polityki Rolnej (CAP): otrzymuje z tego tytułu przeszło 10 mld euro rocznie. Przerzucenie ciężaru cięć na drugą główną pozycję budżetu Brukseli – fundusze strukturalne – jest więc korzystne dla Paryża, bo oznacza, że stracą przede wszystkim kraje Europy Środkowej. I przy okazji, z powodu gorszej infrastruktury, staną się mniejszymi rywalami dla francuskich przedsiębiorców.
Francja już doszła do porozumienia w tej sprawie z Niemcami. Francais Hollande i Angela Merkel ustalili, że pojadą na brukselski szczyt ze wspólnym stanowiskiem: wydatki na CAP do 2020 roku będą utrzymane na nominalnie takim samym poziomie jak w 2013 roku, co ze względu na inflację oznacza realnie ich spadek o ok. 12 proc. Niemiecka kanclerz zdecydowała się wyjść naprzeciw francuskim postulatom z prostego powodu: chce, aby doszło do porozumienia w sprawie unijnego budżetu za dwa tygodnie. I aby w ten sposób zniknęła kolejna przeszkoda dla przełamania kryzysu w strefie euro.
Dla Polski to nie jest dramat: dzięki zamrożeniu funduszy rolnych, przy jednoczesnej planowanej reformie zasad działania CAP, subwencje z tego tytułu dla naszego kraju nieco urosną, do 5,5–6 mld euro rocznie. To, co stracimy na funduszach strukturalnych, zyskamy na dopłatach do rolnictwa. Tyle że pieniądze nie pójdą na trwałą modernizację i poprawę konkurencyjności całej gospodarki.