Znaczenie migracji dla świata jest jednak większe, gdyż w nieznane ruszają ludzie najbardziej przebojowi. Korzystają często na tym kraje, w których migranci się osiedlają.
Dziś w świecie dominuje niechęć, plemienne uprzedzenia, ksenofobia, obawa przechodząca w strach przed „obcymi”. W zapomnienie poszła szkolna wiedza, że najpotężniejsze państwo świata stworzyli za Atlantykiem wyłącznie imigranci żegnający się 300-400 lat temu, nie tylko, ale przede wszystkim z Wielką Brytanią.
Gdy dziś nie wystarcza na utrzymywanie państwa socjalnego w dotychczasowym wymiarze, przedkryzysowa obojętność lub ambiwalencja wobec rosnącej imigracji ustąpiła w bogatej Europie awersji i abominacji wobec przybyszy z zewnątrz. Zasada ogólna w partykularnych ocenach migracji jest zatem taka, że gdy żyje się łatwo i przyjemnie – obcy są bardziej wsparciem niż utrapieniem, gdy kołdra staje się krótsza – rozum tanieje, a rząd dusz przejmują strachy z wielką szkodą dla „rdzennych” mieszkańców państwa.
Z reguły jednak, prędzej, czy później, przychodzi otrzeźwienie, a przynajmniej uspokojenie nastrojów, podgrzewanych brzydko przede wszystkim przez polityków. Skrupulatni Holendrzy przeliczyli podstawowe korzyści dla siebie z pracy obcych. SEO Economisch Onderzoek (SEO Economic Research) z Amsterdamu ogłosił ostatnio wyniki szacunków dotyczących finansowej strony licznej obecności Polaków w Holandii. W 2012 r różnica między podatkami płaconymi do holenderskiego fiskusa przez imigrantów znad Wisły, a otrzymywanymi przez nich świadczeniami socjalnymi miałaby wynosić 364 mln euro.
Zestawienie to ogranicza się do rachunków na poziomie budżetowym. Jednym ze sposobów szacowania wielkości PKB jest sumowanie wszystkich wynagrodzeń wypłaconych w gospodarce. W tym (słuszniejszym) ujęciu podstawową korzyścią dla Holendrów jest więc praca imigrantów, która daje zarobki i przysparza w ten sposób wzrostu PKB.
Cały artykuł czytaj na www.obserwatorinansowy.pl