Grecja, Irlandia czy Hiszpania ze swego PKB dają innym kilka razy więcej niż Polska. Polska wciąż jest zaliczana przez inwestorów do rynków wschodzących. Wynika to z trzech faktów: - jesteśmy krajem o średnim poziomie zamożności, - mamy suwerenną walutę, której znaczenie w obrotach międzynarodowych jest niewielkie, a tym samym jest narażona na duże wahania, - rozwijamy się szybciej niż kraje bogate, korzystając ze strategii doganiania.

Już nie biedni

Jednak w porównaniu z początkami transformacji, jesteśmy znacznie bogatsi. Od 1990 do 2011 r. PKB Polski wzrósł 2,21 razy. Jeszcze bardziej przemawiają do wyobraźni porównania PKB wyrażone w dolarach. W 1990 r. PKB na głowę mieszkańca Polski – według bieżącego kursu złotego – wynosił 1550 dol. Obecnie jest to 13,1 tys. dol. To w dużej mierze efekt konwergencji cenowej – poziom cen powoli zbliża się do poziomu w krajach zamożnych.

Ale w ciągu 22 lat transformacji nastąpił także znaczny wzrost PKB na głowę mieszkańca liczony według parytetu siły nabywczej. W 1990 r. wynosił 4 237 dol., w 2011r. – 17 451 dol. (dane według Human Development Report). Jesteśmy na 46 miejscu wśród krajów członkowskich ONZ (praktycznie wszystkie kraje świata) pod względem PKB na głowę mieszkańca według parytetu siły nabywczej i na 39 w rankingu Human Development Index. W 2011 r. nasz PKB na mieszkańca stanowił, według parytetu siły nabywczej, 65 proc. średniego poziomu europejskiego.

Reklama

Przed 20 laty – około 40 proc. Najuboższy kraj „starej” Unii Europejskiej – Portugalia nadal wyprzedza nas o 17 proc. Na początku transformacji Polska miała wiele cech kraju nierozwiniętego. Inflacja wynosiła kilkaset procent. Udział usług w PKB sięgał zaledwie 46 proc. (obecnie 65 proc.). Ponad 26 proc. „siły roboczej” pracowało w rolnictwie (obecnie ok. 15 proc.). Uboga była infrastruktura komunikacyjna i telekomunikacyjna. Mieliśmy wysokie zadłużenie zagraniczne, zwłaszcza w stosunku do eksportu. W 1990 r. eksport za waluty wymienialne (nie barterowy) wynosił ok. 8 mld dol. W ubiegłym roku – osiągnął poziom 190 mld dol.

Realnie (uwzględniając siłę nabywczą dolara) wzrósł w ciągu 20 lat aż 8-krotnie. W momencie rozpoczęcia transformacji Polska nie była w stanie spłacać długu zagranicznego, odziedziczonego po PRL. To uniemożliwiało normalne relacje gospodarcze z zagranicą. Obecny dług zagraniczny, zarówno rządu jak i samorządów, jest zdecydowanie wyższy niż w 1990 r. Według danych NBP pod koniec czerwca wynosił 128 mld 360 mln dol. (czyli 102 mld 069 mln euro). Ale w październiku b.r. rezerwy zagraniczne NBP wyniosły 105 mld 931 mln dol. (81 mld 481 mln euro). To całkiem solidna poduszka, pozwalająca utrzymać wypłacalność naszego kraju.

Pełny tekst artykułu na obserwatorfinansowy.pl