Od 2014 r. wszystkie szpitale będą musiały wykupić obowiązkowe ubezpieczenie od zdarzeń medycznych. Teraz jest ono fakultatywne, a ewentualne świadczenia dla pacjentów, np. za zarażenie ich żółtaczką, muszą być wypłacone z budżetu szpitala. Choć zmiany wejdą za rok, samorządy już szykują alternatywne, pilotażowe rozwiązanie. Jak wynika z informacji DGP, zainteresowało się nim 30 szpitali.
Aby ominąć wysokie koszty polis, Związek Powiatów Polskich (ZPP) zaproponował szpitalom projekt umowy o wzajemnym ponoszeniu ryzyka. – Na razie program obejmie tylko jednostki powiatowe. Chcemy sprawdzić, jak nowy mechanizm zadziała w praktyce – tłumaczy Rudolf Borusiewicz, sekretarz ZPP.
Szpitale analizują propozycję przedstawioną przez samorządowców, przede wszystkim od strony kosztowej. – Jeżeli mechanizm zostanie ostatecznie zaakceptowany, to wystąpimy o jego upowszechnienie – zapowiada Borusiewicz. Samorządom i szpitalom zależy na tym, by umowa o wzajemnym ponoszeniu ryzyka była alternatywą dla obowiązkowych w przyszłości ubezpieczeń od zdarzeń medycznych (choć sama umowa nie jest ich zdaniem umową ubezpieczenia mimo podobnej roli ekonomicznej). Na takie rozwiązanie wpierw musiałby wyrazić zgodę rząd, a pilotażowy program ma go przekonać do tego pomysłu.
Zasady działania mechanizmu są proste. Jeśli któryś ze szpitali będzie musiał wypłacić świadczenie z tytułu zdarzenia medycznego, pozostałe jednostki będące stroną umowy będą zobowiązane wypłacić temu podmiotowi odpowiednią część świadczenia.
Reklama
ZPP obrazuje tę sytuację na konkretnym przykładzie: hipotetycznie umowę zawarło 100 szpitali, przy czym ustalony w umowie udział pierwszych dziesięciu we wspólnym ponoszeniu ryzyka wynosi 1/50, a pozostałych dziewięćdziesięciu – po 2/225. Szpital należący do pierwszej grupy był zmuszony wypłacić z tytułu zdarzenia medycznego świadczenie w wysokości 90 tys. zł. Oznacza to, że od każdego z pozostałych szpitali z grupy pierwszej otrzyma po 1,8 tys. zł, a z drugiej grupy – po 800 zł.
W ten sposób wypłata, która z punktu widzenia pojedynczego szpitala mogła być istotnym obciążeniem, zostaje rozłożona na wiele podmiotów – tłumaczą pomysłodawcy. Łączna maksymalna wysokość świadczeń (odszkodowań i zadośćuczynień) z tytułu zdarzeń medycznych, jaka może być objęta umową, wynosi 7,5 mln zł.
Konieczność kupowania przez szpitale ubezpieczenia od zdarzeń medycznych to efekt wprowadzenia ustawy o prawach pacjenta i rzeczniku praw pacjenta. Dzięki niej pacjenci zyskali możliwość ubiegania się o odszkodowania za błędy medyczne przez specjalne komisje działające przy wojewodach, a nie jak do tej pory na drodze sądowej. Ich liczba rośnie w tempie lawinowym. Główną zaletą dla chorych jest to, że komisje działają szybko (rozpatrzenie trwa do 4 miesięcy) i są tanie (koszt dla pacjenta to 200–600 zł), a odzyskanie odszkodowania od szpitala za zdarzenie medyczne, czyli potocznie błąd medyczny, może wynosić nawet 300 tys. zł. Tyle może otrzymać rodzina zmarłego w wyniku niedopatrzenia szpitala. Obecnie szpital, który nie ma ubezpieczenia, musi te pieniądze wypłacić ze swojego budżetu.
Jednostkom, które wstępnie już zadeklarowały chęć udziału w programie pilotażowym, pomysł „ubezpieczeniowego groupona” przypadł do gustu.
– Każda inicjatywa obniżająca koszty ubezpieczenia jest dobra. Zwłaszcza że obowiązkowe OC dla szpitali coraz więcej kosztuje, co ma związek z niemal dwukrotnie wyższymi sumami gwarancyjnymi. Wzrosły one z 275 tys. euro do pół miliona euro, dlatego ubezpieczyciele podnieśli składki – mówi Jacek Michalak, wiceprezes NZOZ Szpital w Puszczykowie. Dodaje również, że obecnie jego szpital nie korzysta z możliwości ubezpieczenia od zdarzeń medycznych.