Bez tej zmiany USA musiałyby radykalnie ciąć wydatki w budżecie, co wpędziłoby gospodarkę w recesję. Ben Bernanke, szef Fed, określił to mianem fiskalnego klifu.
WIG20 zyskał prawie 1,7 proc. Z większą rezerwą informacje zza oceanu przyjął rynek walutowy. Miało być duże umocnienie złotego. Była zaledwie stabilizacja.
– Spodziewałem się większego entuzjazmu na rynku po przyjęciu porozumienia – mówi Marek Wołos, analityk TMS Brokers. Kurs złotego wczoraj kilkakrotnie odbił się od poziomu 4,06 za euro, ale go nie przebił. Po południu europejską walutę wyceniano na 4,07 zł wobec 4,0740 zł rano.
Skąd ta wstrzemięźliwość? Powody są co najmniej dwa. Pierwszy: porozumienie nie rozwiązało problemu gigantycznego zadłużenia, jakie ma Ameryka, a jedynie dało rządowi więcej czasu. Marek Wołos uważa też, że znaczenie dla krajowego rynku miały też lokalne czynniki. W przyszłym tygodniu Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje, czy obniżać stopy. – Część inwestorów oczekuje głębszych obniżek stóp niż o 25 pkt bazowych, co powstrzymuje ich przed kupowaniem złotego – mówi. Jeśli jednak skala obniżki nie zaskoczy rynku wówczas, zdaniem Wołosa, złoty może się umacniać. Nawet do poziomu około 4 zł za euro na koniec stycznia.
Reklama
Bardziej wstrzemięźliwy w prognozach jest Paweł Radwański, ekonomista Raiffeisen Banku. Jego zdaniem bardziej prawdopodobny scenariusz to stabilizacja kursu.
– Być może zejdziemy do poziomu 4,05 zł za euro, ale jego przebicie w najbliższym czasie jest mało prawdopodobne. Na naszą walutę będą działać dwa czynniki, które wzajemnie się znoszą: obniżki stóp osłabiające złotego i napływ zagranicznego kapitału na rynek długu, które go wzmacniają – mówi analityk Raiffeisen Banku.