Jeżeli do maja nie zostanie podwyższony limit zadłużenia federalnego, Amerykanów czekają drastyczny wzrost podatków i cięcia świadczeń społecznych. Takiego scenariusza obawiają się wszyscy z wyjątkiem Wall Street. Banki skutecznie forsują swoje interesy w Kongresie i bronią przysługujących im ulg.
Do końca podatkowej bonanzy w Stanach Zjednoczonych o mały włos nie doszło na przełomie roku. Wówczas Kongres w ostatniej chwili przegłosował nowe porozumienie o ograniczeniu deficytu odsuwające automatyczne cięcia, czyli tzw. klif fiskalny. Przewidywał on jednoczesne podniesienie podatków (o 19,6 proc.) i ograniczenie świadczeń socjalnych, m.in. wydatków na system opieki zdrowotnej Medicare czy niektórych ulg dla bezrobotnych. Dla bliskich przekroczenia limitu zadłużenia Stanów Zjednoczonych miało to być zabezpieczeniem przed finansową katastrofą. Klif fiskalny poskutkowałby tym, że już w tym roku deficyt budżetowy spadłby o połowę, do 4 proc. PKB, a w następnym roku do 2,4 proc.
Reklama
Zgodnie z tymczasowym porozumieniem podwyżka podatków ma dotknąć jedynie osoby zarabiające powyżej 400 tys. dol. rocznie lub 450 tys. dol. w przypadku par. Ale w marcu, gdy przestanie obowiązywać ugoda, na celowniku znajdą się także zarobki klasy średniej.
Nic jednak nie słychać o zniesieniu ulg podatkowych przysługujących bankom i wielkim korporacjom. To zasługa lobbystów z Wall Street, którzy od lat skutecznie bronią ich interesów. Bankowi JP Morgan Chase udało się zachować ulgę kosztującą budżet federalny ok. 9 mld dol. rocznie. Chodzi o prawo z 1997 r., które pozwala amerykańskim firmom nie płacić podatku od dochodów z zagranicznych aktywów nabytych drogą aktywnego finansowania (czyli poprzez umieszczenie kapitału w innym przedsiębiorstwie). Zdaniem bankierów ulga jest niezbędna, by pozostać konkurencyjnym na tle firm z krajów, gdzie obowiązują niższe podatki.
W efekcie amerykańskie korporacje i banki inwestycyjne zmniejszają koszty, przenosząc część działalności za granicę, i dostają za to upusty podatkowe. Dzięki tej luce General Electric zdołał zmniejszyć płacony przez siebie CIT z obowiązujących w kraju 35 proc. do zaledwie 7 proc. globalnych dochodów. Choć ulga ta nigdy nie miała być stałą częścią amerykańskiego kodeksu podatkowego, lobby z Wall Street skutecznie przedłuża jej ważność.
Swoje interesy forsuje też inny finansowy gigant – Goldman Sachs. Bank zdołał uniknąć wprowadzenia podatków od budowy w nowojorskiej Liberty Zone, gdzie stały kiedyś wieże World Trade Center. Wprowadzona w 2002 r. ulga ma wspomagać odbudowę tej części miasta po ataku terrorystycznym. Jednak jak ustaliła agencja Bloomberg, upust wykorzystano do budowy luksusowych apartamentów i nowych biurowców dla Goldman Sachs czy Bank of America. W ten sposób instytucje zaoszczędziły łącznie ponad 2 mld dol.
To nie koniec. Ulga przysługuje też niektórym wytwórniom filmowym w Hollywood, które mogą zmniejszyć podstawę opodatkowania o 15 mln dol., jeżeli trzy czwarte filmu było kręcone w USA. Rocznie kosztuje ona budżet ok. 75 mln dol.
Od 2004 r. z podatkowych preferencji korzystają także firmy produkujące samochody wyścigowe dla NASCAR. Mimo że w ciągu ostatnich dwóch lat kosztowało to skarb państwa 43 mln dol., obrońcy ulgi twierdzą, że jest ona konieczna, by amerykańskie wyścigi mogły rywalizować z konkurencyjnymi imprezami na świecie. Jak szacuje dziennik „The Washington Post”, łączna wartość podobnych podejrzanych preferencji podatkowych wynosi 77 mld dol. rocznie.

Dług publiczny USA rośnie

Tak szybko jak za pierwszej kadencji Baracka Obamy Stany Zjednoczone zadłużały się tylko podczas I i II wojny światowej. Dług publiczny USA od 2008 r. wzrósł z 80 do 103 proc. PKB i po raz kolejny osiągnął określony przez Kongres maksymalny pułap zadłużenia. Biały Dom zdołał jednak wynegocjować jego częściowe zwiększenie w 2011 r. Kolejna walka o limit zadłużania się ma być stoczona za cztery miesiące.

Jeśli Kongres się nie zgodzi na jego podwyższenie, zabraknie pieniędzy na funkcjonowanie instytucji i służb federalnych, a jednocześnie wejdzie w życie klif fiskalny. Oznacza to automatyczne podwyższenie podatków i cięcia wydatków budżetowych. W takim przypadku dług publiczny zostałby zredukowany do poziomu 77 proc. PKB w 2014 r. i 58 proc. 2020 r. Jednak jak wylicza biuro Kongresu ds. budżetu (Congressional Budget Office), jednocześnie dojdzie do osłabienia gospodarczego. W pierwszym roku po wejściu w życie klifu fiskalnego amerykański PKB spadłby o 0,5 proc., a bezrobocie wzrosłoby do poziomu 9,1 proc.